Artykuły

Rasmus i włóczęga

Szwedzka pisarka Astrid Lindgren jest autorką znaną małym czytelnikom w wielu krajach. Jej 34 książki zostały przetłumaczone na 40 języków, a na podstawie 21 z nich nakręcono filmy (m.in. serial o niezwykle oryginalnej i sympatycznej Pippi). Znają ją i polskie dzieci z lektury choćby Dzieci z Bulerbyn czy Karlssona z Dachu. Nie tylko znają – także cenią i lubią, czemu dały wyraz w 1978 r. przyznając sędziwej pisarce odznaczenie jakiego nie ma w żadnym innym kraju – Order Uśmiechu. Po jedną z książek Astrid Lindgren – Rasmusa i włóczęgę (w tłumaczeniu Ireny Szuch-Wyszomirskiej) sięgnął ostatnio Teatr Ochoty i przeniósł ją na scenę. Spektakl wyreżyserowali Halina i Jan Machulscy, scenografię do niego zaprojektował Andrzej Fedorowicz, kostiumy — Izabela Chludzińska. A grają w tym przedstawieniu dzieci z istniejącego przy teatrze Ogniska Teatralnego.

Spektakl ten mówi o dziecku i jego najważniejszych potrzebach — nie tych podstawowych, czysto fizycznych, a o tych najtrudniejszych do zaspokojenia: potrzebach wyższych, duchowych. Jego bohaterami są dzieci z domu dziecka w Wasterhadze, a więc te najedzone i ubrane, lecz pozbawione czułości, ciepła i tej troskliwości jaką dać mogą jedynie najbliżsi.

Do tych dzieci czasami przychodzą dorośli wybrać sobie któreś z nich — jak w sklepie. I wybierają zawsze dziewczynki z włosami w lokach. Dziewięcioletni Rasmus jest chłopcem o prostych włosach, nie ma więc szans na to, że weźmie go sobie np. bogaty kupiec, po którym mógłby odziedziczyć sklep pełen cukierków. Postanawia więc opuścić dom dziecka i poszukać sobie odpowiednich rodziców. Podczas ucieczki spotyka Oskara — włóczęgę, człowieka wolnego, biednego, twardo przestrzegającego swych włóczęgowskich zasad wspartych na solidnym fundamencie uczciwości. I zaczyna się wspaniała — trochę kryminalna przygoda — tych dwóch: małego i dużego. Przygoda, w której rodzi się coś, czego nie można dostać, czego nie można odziedziczyć, ani kupić w sklepie, a co potrzebne jest dziecku, by mogło szczęśliwie żyć. Co przydaje się także dorosłym. Jest to przygoda, która wzbogaca i jednego, i drugiego w jednakim stopniu — bardzo piękna i warto ją zobaczyć.

Tym bardziej, że jest to jeden z bardziej udanych spektakli Teatru Ochoty. Machulscy zaryzykowali obsadzenie w nim wszystkich ról młodymi, bardzo młodymi adeptami sztuki aktorskiej. Dotąd jedynie niektórzy z nich grywali niewielkie role wraz z aktorami — profesjonalistami w „dorosłych” przedstawieniach. W Rasmusie cały zespół spisał się świetnie i poradził sobie z niełatwym zadaniem. Zwaszcza dwaj kreujący tytułowe role, choć przecież wszyscy grają dobrze. Dzieci poruszają się ze swobodą, dobrze podają tekst, doskonale realizują reżyserskie pomysły wywodzące się z teatralnej umowności i gry wyobraźni: są drzwiami, oknami, jeziorem, drzewami, posługują się nie istniejącymi rekwizytami. Trochę słabiej wypada w ich wykonaniu śpiew (teksty piosenek napisała Barbara Mineyko, a muzykę skomponował Andrzej Szymalski), ale można to położyć na karb tremy, lub za przejaw obserwowanego w różnych okolicznościach zajwiska: nasze dzieci raczej nie potrafią śpiewać. Cóż, szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji