Artykuły

O tym, co w życiu najważniejsze

- Raczej czuję się przyjacielem ludzi, kimś ich bliskim. Zawsze obserwowany świat najpierw mnie bawi, a dopiero potem złości, denerwuje. Stan wojenny najpierw mnie śmieszył, a dopiero potem pojawiła się reakcja buntu - mówi JERZY STUHR.

Józef Ziółkowski: Ile jest w panu wesołka, ponuraka, herosa?

Jerzy Stuhr: Herosa chyba najmniej. Raczej czuję się przyjacielem ludzi, kimś ich bliskim. Pamiętam, kiedyś w Moskwie zatrzymał mnie Rosjanin i powiedział: "Jest was dwóch Olbrychski i pan. No! Ale, Olbrychski to taki gieroj, a pan to taki nasz przyjaciel". Z wesołka chyba też coś mam, bo mam taki sposób patrzenia na świat. Może dlatego zaprzyjaźniłem się z Włochami. Zawsze obserwowany świat najpierw mnie bawi, a dopiero potem złości, denerwuje. Stan wojenny najpierw mnie śmieszył, a dopiero potem pojawiła się reakcja buntu. Taki sposób bycia wynika z tego, że zaprzyjaźniłem się z literaturą Witkacego, Mrożka, Gombrowicza.

A jakie cechy charakteru przydają się panu w życiu?

- Otwartość. Chociaż jest to cecha wypracowana, bo z natury jestem samotnikiem.

Dlaczego?

- Mój ojciec też był taki.

Czy łatwiej jest wtedy obserwować innych?

- To też. Sytuacja stojącego z boku daje ci możliwość innego obserwowania świata. Ja to też w sobie hoduję. Wypracowałem w sobie otwartość. Moja mama była taka i ogromnie ją ludzie lubili, chcieli z nią przebywać. Jeżeli trochę otwartości odziedziczyłem po niej, to jest to najpiękniejsza rzecz, jaką mogła mi dać. Na każdego patrzę z sympatią i daję mu kredyt zaufania. Pilnuję w moich filmach, aby każdy z nich dawał widzom łut nadziei, aby ktoś nie myślał, że człowiek jest tylko zły.

Jakich ludzi pan nie lubi?

- Mściwych. Jestem człowiekiem, który pamięta uraz, ale nie jestem mściwy. Boję się też ludzi zakompleksionych. Trochę znam się na psychologii, bo w tym zawodzie jest ona potrzebna. Z zakompleksienia mogą wyrastać niebezpieczne stany agresji. Czwartą kadencję jestem rektorem uczelni aktorskiej, muszę kierować ludźmi. Czasami w moim gabinecie wychodzą ich emocje, przy tej okazji widzę, jakie jest ich postrzeganie świata. Kompletnie inne niż moje. Takimi ludźmi pokierować, aby komuś krzywdy nie zrobili, to jest wielka trudność.

Pamięta pan jakieś zabawne sytuacje związane z sytuacją w teatrze, kręceniem filmu?

- Mnóstwo tego było. Całe życie mi one towarzyszą. Pamiętam, jak kręciłem "Wodzireja" w krakowskiej restauracji, w której przedtem pracowałem jako konferansjer. W filmie grałem główną rolę i wchodząc do restauracji usłyszałem od portiera: "O! Panie Jurku, film tu kręcą, może sobie pan coś zarobi".

Czym są dla pana Włochy?

- Można się w nich zakochać, nasycić się ich pięknem. Nie mogę powiedzieć, że czuję nostalgię za tamtymi stronami. Nostalgię czuję za moim miejscem w górach między Luboniem a Babią Górą. Gdyby mi to odebrano, tobym cierpiał. O moim przywiązaniu do Włoch decydują ludzie, których przez 26 lat albo uczyłem, albo oni się mną opiekowali. Jest tam ich już cała pajęczyna. Ten kraj zaoferował mi wiele dobrego. Uważam ponadto, że filmowe uznanie dla mnie jest we Włoszech o wiele większe aniżeli w Polsce.

A co pana w życiu najbardziej cieszy?

- Przed chwilą podeszła do mnie pani i powiedziała, że podoba się jej to, co robi mój syn. To mnie ucieszyło. Nie zawsze chodzi o sprawy zawodowe. Cieszy mnie, gdy ktoś mówi, że moje dzieci mają klasę. Przecież ktoś przez całe lata wpajał im, jak mają funkcjonować w życiu. Cieszę się z makaronu z sosem i bazylią podanego we włoskiej restauracji. Ja nie mam wielkich wymagań. Pieniądze są mi potrzebne do tego, aby je mieć przy sobie i aby mnie ktoś nie upokorzył. Nie interesuje mnie robienie biznesu. Dopóki będę zdrowy, hotel będzie moim głównym miejscem zamieszkania.

Jak to było z pańskim synem, który wyrósł też na aktora?

- Rzadko bywałem w domu. Dzieci chciały być ze mną, więc zabierałem je do Teatru Starego. W którym miejscu siedziały, wiedzą starsi pracownicy teatru. Maćkowi pani przynosiła kocyk, aby mu w pupę na balkonie nie było zimno. Pamiętam pierwsze festiwale PAKA, które odbywały się nielegalnie w czasie stanu wojennego. Występował na nich Kaczmarski, a Maciek siedział przy mnie. To go wciągnęło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji