Artykuły

Płaczliwy jęk

"Rigoletto" w reż. Gilberta Deflo w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Komentuje Życie Warszawy - Po Godzinach.

Opera to przede wszystkim muzyka. Nieważne, czy inscenizacja będzie tradycyjna, czy nowoczesna, bogata, czy skromna. Jeśli muzyka zabrzmi w całym swoim pięknie to więcej niż połowa sukcesu. Nie stało się tak podczas wznowienia "Rigoletta" Giuseppe Verdiego w Teatrze Wielkim. Bój medialny oto, czy dekoracje są "z La Scali", czy "takie jak w La Scali", czy wznowienie to zaplanowała ta, czy jeszcze poprzednia dyrekcja, był nieistotny. Istotne było to, że w muzyce, w wykonaniu nie było nie tylko uczuć, które zawarł w niej kompozytor, ale nawet zwykłej poprawności.

Najlepszy z trójki głównych solistów urugwajski tenor rozśpiewał się dopiero w połowie przedstawienia, sopranistka z Turcji zupełnie nie pasowała do roli, a wykonawca tytułowej partii był po prostu ciężkostrawny. Jeżeli dramat bohatera sprowadza się tylko do płaczliwych jęków i nadużywania głosu w momentach ekspresyjnych, to nie mamy do czynienia z muzyką, ale z efekciarstwem, o brakach w warsztacie nie wspominając. I tylko Verdiego żal.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji