Artykuły

Relikt

Jadąc do Łodzi na Pana Pawła spodziewałam się bardzo wiele. Bo przecież dwoje aktorów grających w tym spektaklu zostało zauważonych na ostatnich Kaliskich Spotkaniach Teatralnych: Aleksander Bednarz otrzymał jedną z dwóch głównych nagród, Annie Sarnie przyznano nagrodę za debiut. (Nie widziałam jej niestety, bo akurat zastępowała ją inna aktorka.)

Co do strony aktorskiej trudno się do czegoś przyczepić. Przeciwnie, Pan Paweł stoi na aktorstwie. Aleksander Bednarz przez większą część przedstawienia siedzi na krześle, jakby zrośnięty z nim na stałe. Patrzy tępo, mówi spokojnie, niespiesznie, zdaje się, że nikt ani nic nie może wyprowadzić go z równowagi. Jest jak „nieruchomy dinozaur”, świetnie pasujący do otaczającej go menażerii, składającej się z wypchanych przez niego zwierząt. Podczas gdy dookoła uwijają się w pośpiechu ludzie, którzy chcą czegoś dokonać. Tytułowy bohater ciąży im jak przysłowiowa kula u nogi. Bo nie dość, że sam nie jest zdolny do najdrobniejszego wysiłku, wstanie z krzesła jest dla niego nie lada wyczynem, to jeszcze udaremnia działania innych. Przeszkadza w realizacji projektu przebudowy wymarłej fabryki proszku mydlanego, w której od niepamiętnych czasów mieszka razem z siostrą.

Jest jednak coś w postaci kreślonej przez Bednarza, co pozwala spojrzeć na nią nieco łaskawszym okiem. Swoją irytującą biernością bohater przeciwstawia się bowiem nowemu, które z szaleńczą siłą nadciąga i chce stratować wszystko, co spotka na drodze. Pan Paweł wraz z siostrą uosabia przecież odchodzący bezpowrotnie stary świat. Szczególnie Luiza (bardzo dobra rola Ireny Burawskiej) to pani z klasą, która mimo podeszłego wieku jest zadbana, elegancka, chciałoby się powiedzieć, że to prawdziwa dama. Tymczasem Schwarzbeck w wykonaniu Macieja Małka, noszący się z zamiarem przejęcia fabryki, to prostak i nuworysz, podkreślający, że „musiał ciężko zapracować na każdą markę”. Inny jest natomiast Helm (Robert Latusek), któremu brak wyrachowania i tupetu i który chce jedynie jako spadkobierca przekształcić to miejsce w zakład pralniczy. Jego narzeczona Lilo (Ewa Beata Wiśniewska) sprawiająca początkowo wrażenie słodkiej idiotki, przy bliższym poznaniu okazuje się w naiwny sposób dobra i usilnie stara się pogodzić obie strony.

Pod względem reżyserskim Pan Paweł jest przedstawieniem zrobionym precyzyjnie, szczególnie w prowadzeniu aktorów. Zbigniewowi Brzozie udało się także rozegrać je w konwencji „poetyckiego realizmu”, co w tym przypadku istotne dla Dorsta. Klimat ten współtworzy zasługująca na uwagę scenografia Grzegorza Małeckiego. Wiejąca chłodem fabryka proszku mydlanego to miejsce zapomniane przez świat i ludzi, nie pozbawione onirycznej aury.

A jednak koncepcja Brzozy wydaje się cokolwiek mało odkrywcza. W jego interpretacji Pan Paweł to outsider, stawiający opór czasom, które nastały. Tym samym bohater grany przez Bednarza staje się kimś lepszym niż jego literacki pierwowzór. W oryginale to raczej postać niesympatyczna, wyprowadzająca otoczenie z równowagi, choć mająca przecież prawo do życia. Bowiem u Dorsta kluczowy jest problem granic ludzkiej wolności, który w przedstawieniu w zasadzie nie zaistniał. Ale reżyser chyba świadomie minął się z intencjami autora, bo chciał – jak mi się zdaje – opowiedzieć historię bardzo dzisiejszą; najbardziej interesowało go drastyczne spotkanie dwóch światów. To jednak trochę za mało. Chciałoby się czegoś więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji