Artykuły

Flip i Flap na bezludnej wyspie

Samuel Beckett urodził się w Wielki Piątek 1906 r., Zmarł w 1989, w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia; Powiedział kiedyś, że jest optymistą, ponieważ jeden z dwu ukrzyżowanych wraz z Chrystusem łotrów został zbawiony, ale jednocześnie pesymistą — drugi łotr został potępiony. Podobną kwestię umieścił w Czekając na Godota, gdzie pełno jest aluzji i odniesień biblijnych. Polacy słabo znają Biblię, więc przeciętny widz raczej ich nie odczytuje. W przedstawieniu w Teatrze Małym, wyreżyserowanym przez Antoniego Liberę, nie rozumie także wielu innych rzeczy.

Czekanie na Godota stało się potocznym porzekadłem, oznacza oczekiwanie wytrwale, choć daremne. Sztuka Becketta mówi, najogólniej biorąc, o czekaniu na Boga, o bezsensie życia, ale także o nadziei. Genialność Becketta polega między innymi na tym, że stworzył bardzo pojemną metaforę. Przedstawienie, wystawione na kilka dni przed świętem Zmarłych, mogłoby stać się uscenicznionym traktatem filozoficznym o życiu i śmierci. Na kilka dni przed wyborami — diagnozą aktualnego stanu polskiego społeczeństwa — wbrew autorowi, oczywiście, ale tak się w teatrze zdarza. Nie stało się jednak niczym, choć na scenie oglądamy Janusza Gajosa, Jana Kobuszewskiego. Krzysztofa Kowalewskiego i Wiesława Michnikowskiego, aktorów tak znakomitych, że aż strach o nich pisać krytycznie.

Reżyser, Antoni Libera, poświęcił życie twórczości Becketta (przekłady, reżyseria sztuk, prace krytyczne), osobiście się z nim przyjaźnił, korespondował, nawet dostawał od niego paczki w stanie wojennym. Dotąd robił znakomite, precyzyjne przedstawienia beckettowskie, których wielkim atutem była maksymalna wierność autorowi (w Teatrze Studio grana jest Ostatnia taśma Krappa z Tadeuszem Łomnickim). Niestety, Libera stał się monopolistą Becketta, a monopol w sztuce jest jeszcze bardziej szkodliwy niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie. W Teatrze Małym zaowocował spektakularną klapą.

Libera chciał pokazać, że Czekając na Godota jest — wbrew utartym interpretacjom — komedią. Rzeczywiście, Vladimir i Estragon, czekający na zbawcę z dnia na dzień i z roku na rok, pod tym samym drzewem, mają rodowód chaplinowski. Druga para — Pozzo i prowadzony na powrozie Lucky — to pan i niewolnik, kat i ofiara. W sztuce wiele jest subtelnego i wisielczego humoru. Libera wyreżyserował ją jako ubogi cyrk na dwu klownów w rodzaju Flipa i Flapa, i tresurę zdychającego konia. Przedstawienie wypełniają mało zabawne pokrzykiwania, dreptanina w cyrkowym stylu, jest także markowana żonglerka kapeluszami. Na cyrk to zbyt mało, natomiast ulotnił się beckettowski liryzm, zatarł głęboki sens, którego wydobycie — by nie stało się banałem — wymaga cd reżysera żelaznej dyscypliny. Do tego scenografia Aleksandry Semenowicz jest zwyczajnie brzydka. Pod podobnym do gwoździa drzewem nie sposób usiąść, a Gajos wygląda jakby wypadł na zakręcie z dyliżansu w Klubie Pickwicka.

Przeciętny widz, któremu nazwiska wykonawców gwarantują produkt najwyższej klasy, wyjdzie z Teatru Małego ostatecznie przekonany, że nie dla niego te becketty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji