Artykuły

Nina Repetowska bawi siebie i innych

"Karuzelę śmiechu" - galę na zakończenie IV Przeglądu Teatrów Jednego Aktora opisuje Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

"Było jak rok temu - tłoczno ponad miarę (publiczność w bocznej salce, na korytarzu, na schodach), gorąco ponad miarę i zabawnie - tu nie ma miary. Im zabawniej, tym większy sukces bawiących, tym większe zadowolenie zabawianych. Zresztą sam tytuł anonsował Karuzelę ze śmiechem, zatem inaczej być nie mogło. Nie mogło - i z innego powodu. Całość przygotowała - z sobą w roli głównej, rzecz jasna - Nina Repetowska [na zdjęciu], aktorka tyleż niespożyta, co szalona, przez co czas się jej nie ima. A jak się nawet ima, to przy pomocy lekarzy aktorka i tak mu pokazuje figę. I dalej podskakuje jak, nie przymierzając, dzierlatka.

Po raz czwarty już zorganizowała Przegląd Teatrów Jednego Aktora Krakowski Teatr Faktu i jego goście. W czwartek zamknęła go galą wypełnioną piosenkami operetkowymi, kabaretowymi, berżeretkami, arietkami - głównie oczywiście z dwudziestolecia międzywojennego. Ukochanego przez aktorkę okresu, co stale podkreśla, a i potwierdza wybierając bohaterki swych monodramów: Mirę Zimińską-Sygietyńską, Gabrielę Zapolską, Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, Polę Negri. Pewnie byłaby z nimi zaprzyjaźniona, tyle że - jak mawia z żalem - urodziła się za późno.

Piosenka Powróćmy jak za dawnych lat rozpoczęła wieczór i powróciły niegdysiejsze melodie, żarty, klimaty z epoki Tuwima, Jurandota, Andy Kitschmann.

Naturalnie, jak na galę wieńczącą festiwal przystało, Nina Repetowska nie śpiewała, monologowała, kokietowała sama, lecz otoczona czwórką artystów. Swym sopranem i temperamentem wypełniała wieczór Bożena Kiełbińska, a to prezentując Tangolitę, a to równie słynną Arię ze śmiechem; tenor Mariusz Jaśko wnosił wdzięk, urodę i przystojną sylwetkę przyobleczoną frakiem; Łukasz Lech - śpiewając (m.in. Gdybym ja miał cztery nogi, Kuplety laureata Tworek), monologując, tańcząc i skacząc, uosabiał wszystkie te cechy razem, jako że ma w sobie i pierwiastek szaleństwa, i temperament, i wdzięk, zjednujący publiczność i pozwalający nawet niedostatki przekuć w walory. A jeszcze - Małgorzata Westrych, osóbka niby mikrej postury, ale gdy zza fortepianu zaśpiewała Arię z wałkiem, to naprawdę można było uwierzyć, że tak by tłukła, tak by biła, aż by zdradzać oduczyła.

W przyjętej przez Ninę Repetowską konwencji buffo wszelkie szaleństwa i błazenada cudownie się sprawdzają, czego gorące brawa i śmiech poddającej się atmosferze spektaklu widowni dowodzą najlepiej. Ta, stłoczona w czwartek w kamienicy Lamellich, bawiła się świetnie, zatem potem znów się tłoczyła, by dziękować sprawczyni wieczoru.

Wieczoru, który oby w tymże lub innym miejscu mógł zaistnieć częściej. Wszak nie tylko Nina Repetowska lubi się bawić, nie tylko ją ujął powab i czar teatrzyków międzywojnia. I pewnie nie tylko generacji metrykalnie zbliżonej do owych czasów owa napędzana przez Ninę Repetowską karuzela śmiechu sprawiałaby radość.

Ale to już pewnie temat mniej wesoły, bo zahaczający o pieniądze. Lecz Nina R. pewnikiem coś wymyśli, bo taki kabaret retro zuchwale się jej marzy. I oby się jej udało. A ci, co mogą, zechcieli pomóc..."

PS Kto chce się przekonać o słabości Niny Repetowskiej do międzywojnia, niech uda się dziś wieczorem na krakowski plac św. Ducha, gdzie na Scenie przy Pompie aktorka da recital Ja jestem tylko po to, żeby kochać... z piosenkami śpiewanymi przez gwiazdy przedwojennych kabaretów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji