Artykuły

Pal licho muzykę!

Wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi, ani jedna kropla deszczu nie spadła w czasie premiery z Carmen w Starym Browarze.

Zaprezentowana tam Carmen przypomniała poznaniakom, że jest w naszym mieście obiekt, który w przyszłości stanie się oryginalnym i atrakcyjnym miejscem rozmaitych zdarzeń kulturalnych. Jeśli jednak mają tam odbywać się spotkania z muzyką, należy zadbać o odpowiednie, profesjonalne nagłośnienie i wyciszyć odgłosy ulicy. W przeciwnym razie, tak jak w przypadku prezentowanego w niedzielę dzieła Bizeta, dźwięki dochodzić będą do słuchaczy okaleczone i pozbawione pełni brzmienia, stając się karykaturą prawdziwej muzyki.

Aktualne i wiarygodne stany

Carmen Georgesa Bizeta to chyba najbardziej popularna opera na świecie.

Wystawiana na wszystkich kontynentach, znana jest także w wersji filmowej, opracowuje się ją choreograficznie, stanowi atrakcyjny podkład muzyczny dla jazdy figurowej na lodzie. Siła tego dzieła tkwi nie tylko w warstwie muzycznej, z takimi hitami, jak habanera i seguidilla śpiewanymi przez tytułową bohaterkę, czy aria torreadora, ale także w tragicznym uwikłaniu głównych postaci. Treścią osnutej na wątkach opowiadania Prospera Merimeego opowieści jest historia ponętnej Cyganki z Sewilli o imieniu Carmen.

Rozkochuje ona w sobie wszystkich otaczających ją mężczyzn, także Don Josego, który w imię miłości do niej porzuca służbę wojskową i przystaje do podejrzanej grupy przemytników. Kiedy niewierna Carmen zwraca swoje uczucia w stronę atrakcyjnego toreadora Escamilla, Don Jose przebija ją nożem. Wielka, ale też zaślepiona miłość mężczyzny do kobiety, lekkomyślność, zdrada, manipulowanie uczuciami i fascynacja blichtrem nowości, nienawiści i zemsta — wszystkie te stany emocjonalne mają wymiar uniwersalny i odbierane są także przez dzisiejszego widza jako aktualne i wiarygodne.

Hiszpania czy nie?

Reżyser Marek Weiss-Grzesiński w swojej koncepcji inscenizacji starał się uwolnić od tradycyjnego, akcentującego „hiszpańskość” modelu odczytania Bizetowskiego dzieła.

Przeniósł je z wieku XIX do współczesności i ulokował bohaterów w bliskich nam realiach wielkich miejskich aglomeracji. Spotykamy się z pełnym agresji motocyklowym gangiem, który ma na swoim koncie różne ciemne sprawy. Przemyt, narkotyki, krwaw e porachunki, a nawet morderstwa — to codzienność owej subkultury, która otacza nas zewsząd, zaciskając pętlę coraz ciaśniej. Zabawa w podejrzanym nocnym barze wyzbytych wszelkich zahamowań, wyuzdanych osobników, wśród których można znaleźć prostytutki, transwestytów, wytatuowanych „macho” - to jak gdyby dalszy ciąg Love Parade, także osobliwego świadectwa naszych czasów.

Pomysł interpretacyjny Grzesińskiego uzupełniły znakomite kostiumy Marii Balcerek, która dała dowód swojej fantazji i odwagi artystycznej. Także dekoracje Borisa F. Kudlicki podkreślały idee inscenizacyjne reżysera, sensownie wpisując się w otoczenie Starego Browaru. I wszystko byłoby w porządku, gdyby zerwanie z Hiszpanią oraz uwspółcześnienie i uniwersalizacja wątków Carmen przeprowadzone były z żelazną konsekwencją. Jednak ni stąd, ni zowąd Carmen śpiewa z towarzyszeniem kastanietów, pląsy w dyskotece niebezpiecznie ocierają się o standardowe gesty i ruchy znane z hiszpańskich tańców, a po scenie poruszają się pikadorzy i torreador, pyszni w swoich rytualnych strojach wprost z corridy. Jesteśmy więc na Półwyspie Pirenejskim czy nie?

Plener jako ciekawostka

Warunki plenerowe bardzo, niestety, zaszkodziły muzyce. Złe i chyba niesprawdzone nagłośnienie w sposób niedopuszczalny zubożyło arcydzieło Bizeta, które do słuchaczy docierało nie w postaci pełnego wolumenu brzmieniowego, lecz zaledwie jako jednostajny i nużący szmer akustyczny. O smakowaniu pięknych, nabrzmiałych namiętnościami melodii nie można było nawet marzyć. Mimo że soliści dysponowali ukrytymi mikrofonami, obronną ręką ze zmagań z techniką wyszła jedynie Roma Jakubowska w partii Micaeli oraz, w nieco mniejszym stopniu, kreująca rolę tytułową Galina Kuklina. Najbardziej ucierpiała orkiestra, której partia, bardzo solidnie przecież przygotowana przez Krzysztofa Słowińskiego (przypominam niedawne estradowe wykonanie Carmen w Teatrze Wielkim!), brzmiała bez jakiejkolwiek głębi i urozmaicenia kolorystycznego, szaro, nudno i jednostajnie. Także znakomity chór operowy, bez swojej zachwycającej barwy i wolumenu, nie mógł usatysfakcjonować. Potraktujmy więc plenerową premierę Carmen jako ciekawostkę poznańskiego sezonu ogórkowego i promocję Starego Browaru. Aby w pełni porozkoszować się muzyką Bizeta, trzeba będzie poczekać do momentu, kiedy Carmen w sprzyjających warunkach akustycznych naszego Teatru Wielkiego zaistnieje na jego scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji