Artykuły

Zróbmy to razem

Coraz rzadziej można oglądać przedsięwzięcia teatralne wprawiające widza w podziw. Celowo używam określenia — przedsięwzięcia, bowiem tradycyjny spektakl w sali teatru ma, silą rzeczy, ograniczone możliwości. Twierdzę jednak, że są możliwe realizacje przedsięwzięć teatralnych, i to z wielkim rozmachem i urodą. Do tej kategorii zaliczyłbym Złego Leopolda Tyrmanda, którego przygotował Teatr Dramatyczny w Legnicy.

Pierwszym zaskoczeniem jest miejsce spektaklu. Stara hala fabryczna (jak oni ją znaleźli!) po niewielkich, ale bardzo istotnych zabiegach scenograficznych idealnie wprost gra rozmaite wnętrza: gabinet dyrektora, redakcję, bar, komisariat itd. Dzięki takiemu rozwiązaniu reżyser Złego Jacek Głomb może nieustannie zmieniać sceny, nadając teatralnemu widowisku tempo i dynamikę. Może wprowadzić taki rekwizyt jak samochód. Stara warszawa i syrenka to nie atrapy, ale jeżdżące auta.

Następnym zaskoczeniem jest sprawność zespołu aktorskiego, który wraz z występującymi gościnnie aktorami znakomicie zrealizował koncepcję reżysera Sceniczny o tajemniczym mścicielu, o bandziorach, których można pokonać ich bronią, przemocą. Ów rzadko spotykany realizm spektakl osiąga właśnie dzięki wykonawcom. Jacek Radziński jako Filip Merynos — zdecydowany szwarccharakter, i Maciej Kowalewski (kreujący Złego i służalczego Lowę Zylbersztajna) mogą zaliczyć te role do najlepszych. Podobnie jak Wiesław Cichy (porucznik Dziarski) i Dariusz Bronowicki (Kruszyna). Postacie nieustraszonego milicjanta i goryla, szefa bandy, zasługują z pewnością na miano kreacji. Zwracają także uwagę role, zdawałoby się, drugoplanowe, ale równie wyraziste i dopracowane. Należy do nich rola Olimpii w wykonaniu Edyty Torhan-Kowalewskiej. Znakomity jest Marek Sitarski jako Kubuś Wirus — zwłaszcza w przejmującej i tragicznej scenie jego śmierci. Godna zapamiętania jest także Marzena Kipiel-Sztuka w roli sierżanta MO, podobnie jak Katarzyna Dworak, Hawajka, zatroskana o swego mężczyznę. Nie sposób pominąć w tym spektaklu obecności kaskaderów. Dzięki pracy Mariana Gańczy sceny bójek i pogoni są opanowane perfekcyjnie, zważywszy, że rzecz dzieje się nie na deskach sceny, ale w hali o betonowej posadzce.

Równie zaskakującym co integralnie związanym ze spektaklem elementem sztuki jest muzyka Pawła Moszumańskiego, świetnie oddająca klimat lat pięćdziesiątych. Częste, ostre solówki trąbki czy saksofonu jeszcze bardziej dynamizują akcję, podkreślając zarazem jej sensacyjność i barwność. Muzyka otwiera spektakl, puentuje niektóre sceny, nie pozostawiając widza obojętnym. Nie można pominąć też efektów pirotechnicznych: strzela się dużo i często, ale jest to przecież półświatek, a nie szkółka niedzielna.

Zły z racji swego plenerowego charakteru, grany jest w miesiącach letnich i tylko w tym specyficznym wnętrzu. Jego wielka uroda polega na sile teatralnej iluzji, której poddajemy się wpatrzeni w kolejne sceny, wsłuchani w słowa prozy Tyrmanda. Ciekawe, ile jeszcze obejrzymy spektakli, przygotowanych przez legnicki Teatr Dramatyczny, wykorzystujących naturalne wnętrza czy otoczenie, a zarazem zachwycających widza? Sądząc po Złym, nie jest to ostatnie słowo legnickiego teatru, przyciągającego widza rzetelną robotą i dialogiem, prowadzonym razem z nim. Wynikają z niego obustronne korzyści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji