Łódź. Próby baletu Krzesimira Dębskiego
W Teatrze Wielkim trwają próby do baletu Krzesimira Dębskiego "Valentino".
Michał Lenarciński: Rozpoczął pan próby z orkiestrą Teatru Wielkiego w Łodzi, przygotowujące premierę skomponowanego przez pana baletu "Valentino". To chyba pierwsza pana realizacja w tym teatrze, na dodatek w miłych okolicznościach: scena obchodzi właśnie jubileusz 40-lecia.
Krzesimir Dębski: Rzeczywiście, to pierwsza premiera, ale nie pierwszy występ. Nieraz tu dyrygowałem, nieraz oglądałem przedstawienia, ale jako dyrygent i kompozytor zarazem występuję po raz pierwszy.
Jakie wrażenia?
- Bardzo sympatycznie się pracuje. Zresztą Łódź zawsze była dla mnie bardzo łaskawa: to tu urządzono pierwszy autorski festiwal mojej muzyki, tu miały miejsce prawykonania moich utworów muzyki poważnej, rok temu w Filharmonii Łódzkiej miałem koncert kompozytorski, w Łodzi grałem wiele koncertów. A kiedy byłem członkiem jazzowego zespołu String Connection, działał on pod patronatem łódzkiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Również w łódzkim Teatrze Nowym odbyła się premiera mojego pierwszego musicalu - "Bunt komputerów". No i mnóstwo nagrań do filmów realizowałem w łódzkiej wytwórni. Właściwie z Łodzią kojarzą mi się same przyjemne sytuacje.
Miło słyszeć. Pana twórczość - o czym właśnie pan wspomniał - to wielka rozmaitość muzycznych gatunków: miłośnicy jazzu uważają pana ze "swojego" kompozytora, lubiący rock też mają podobne zdanie, oddani filmowi widzą w panu przede wszystkim twórcę muzyki filmowej, a ci od baletu także już mogą mówić o panu "nasz". A co z fanami opery?
- Też już mogę być "ich". Mam na koncie niejedną operę.
Nie słyszałem.
- Bo jeszcze nie zostały wystawione. To nie taka prosta sprawa.
Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę wysokie zazwyczaj koszty.
- Rzeczywiście, opera jest wieloobsadowa, a na współczesne czasy to jest bardzo nieekonomiczne. Cóż poradzę, jakoś tak mi wychodzi - np. w mojej II Symfonii śpiewał chór pięćsetosobowy.
I w "Valentinie" - jak na baletową muzykę - nie jest, że całkiem skromnie: w partyturze poza orkiestrą również występują chór i solista.
- Rzeczywiście, będą niespodzianki: "Valentino" z pewnością należy do widowisk, jakie nieczęsto spotyka się w teatrach operowych.
Tancerze pracują osobno w sali prób, jeszcze pewnie nie spotkali się państwo na scenie?
- Właśnie przed nami pierwsze spotkanie.
Dyrygował pan już spektaklem baletowym na żywo?
- Tak, w Operze Narodowej w Warszawie. Balet miał tytuł "La dolce vita" i stworzony był na motywach filmów Federica Felliniego.
Dyrygowanie spektaklem baletowym jest trudne dla dyrygenta i dla tancerzy...
- Tak, trzeba dopasować rytmy i ściśle współpracować z tancerzami, śledzić ich krok i gest i, zachowując postanowienia partytury, podążać za nimi.
Pomysł na skomponowanie "Valentina" wziął się z pana współpracy z Hollywood?
- To przypadek.
Ale w Hollywood nie znalazł się pan przypadkiem: rodzina i spadkobiercy Charlie Chaplina wybrali pana spośród światowych kompozytorów, by skomponował pan i nagrał muzykę do niemych filmów wielkiego komika z lat 1914-1917. To było 16 tytułów.
- Kiedy dowiedziałem się, że te filmy mają być ponownie udźwiękowiane, wysłałem do Hollywood próbki mojej twórczości. Wśród nich były fragmenty baletu "Valentino" - wszak obaj artyści żyli w tych samych czasach, zresztą znali się przecież. I tak "Valentino" pomógł mi trafić do Hollywood.
Czy będzie szansa, by w Polsce obejrzeć i posłuchać oczyszczonej cyfrowo edycji filmów?
- Mam nadzieję, że tak. W tej chwili w USA trwają końcowe prace techniczne, niebawem kolekcja powinna być gotowa.
Niebawem, bo 27 stycznia, gotowe też będzie przedstawienie i odbędzie się premiera "Valentina". Jak zachęciłby pan Czytelników do wizyty w teatrze?
- To opowiedziana tańcem historia życia jednego z pierwszych w dziejach bohaterów kultury masowej. A życie to było burzliwe i niezwykle interesujące. Na scenie pojawi się obok Rudolfa Valentino inna wielka gwiazda tamtych czasów - Polka Pola Negri, blisko przecież z największym amantem niemego kina związana. Będzie ciekawie.
A do tego muzyka na żywo, grana pod batutą Krzesimira Dębskiego.
- Nieczęsto zdarza się, że balet ma muzykę na żywo i z chórem.
A jeszcze rzadziej zdarza się, że dyryguje kompozytor.
- Prawda? Będzie więc okazja zobaczyć też żyjącego kompozytora.