Artykuły

„Pastorałka” Schillera w Londynie

Pomysł Pastorałki powstał na wiele lat przed wojną. Misterium o Bożym Narodzeniu miało rozpocząć łańcuch widowisk obrzędowych, w skład których weszłyby misteria pasyjne i wielkanocne, obrzędy czterech pór roku, wesele wiejskie oraz tzw. tańce śmierci…

„Temat zasadniczy Pastorałki ozdobiony licznymi intermediami i bardziej szopkowo niż misteryjnie ujęty, ukazał się po raz pierwszy na scenie Teatru Polskiego w Warszawie w 1919 r. Konstrukcja sceny, pomysłu Wincentego Drabika, naśladowała szopkę krakowską, pozwalając akcji rozwijać się na dwóch piętrach i w bocznych wieżycach” – pisał w 1931 r. Leon Schiller, podając dalej:

„Tekst i forma nowej wersji kształtowały się w latach 1923 i 1924 w «Reducie». Tu zdecydowałem się uwypuklić wszystkie momenty misteryjne, a folklor przedstawić, że się tak wyrażę «na surowo», bez kunsztownych wymysłów i barokowych przejaskrawień «zawodowego» teatru. Zamierzeniom moim sprzyjało znakomicie ubóstwo środków technicznych, a jeszcze więcej młodość i entuzjazm redutowców”.

To „ubóstwo środków technicznych” sprzyjało najwyraźniej również Barbarze Fijewskiej, która utrzymując swoją inscenizację Pastorałki w duchu zaleceń Schillera, stworzyła znakomite widowisko szopkowo-misteryjne.

Z niezmordowaną inwencją Fijewska wykorzystała wszystkie możliwości POSK-owej sceny, wszystkie przejścia i wyjścia z balkonem włącznie, budując sytuacje także na widowni i nie pozwalając na niepotrzebne spadki tempa.

Jakże pięknie stylizowała niektóre sceny na znane obrazy, jak choćby wędrówka Marii i Józefa, czy znakomity taniec śmierci, przywołujący echa średniowiecznych malowideł, a wszystko to z żelazną dyscypliną artystyczną. Bardzo łatwo można było przecież ludowość widowiska przerysować, skierować aktorów w kierunku ostatecznej farsy, a sceny taneczne nadmiernie rozbudować – jednak Fijewska, świetna przecież choreografka, nie uległa pokusie i nie przechyliła szali na stronę widowiska tanecznego i w groteskowym rysunku ludowych postaci zatrzymała się w porę.

Barbara Fijewska – doświadczony pedagog – znakomicie też potrafiła poprowadzić swoich wykonawców, wydobywając z nich maksimum umiejętności i w rezultacie powstało przedstawienie, urzekające urodą i polskim folklorem.

Robert Czajkowski, w myśl misteryjnych tradycji, zbudował scenografię niesłychanie prostą, a przy tym funkcjonalną, opierając się na trójczłonowym mansjonie. Jego dziełem są także kostiumy, troskliwie zakomponowane, rzec można „od głowy aż do stóp”. Czajkowski bowiem nie zadawala się całościową kompozycją, ale dba także o wykończenie szczegółu, takiego jak obuwie, nakrycie głowy, rekwizyt. Jego prace scenograficzne odznaczają się pomysłowością oraz wysokim poziomem artystycznym, dlatego też – jeśli można – jurorom dorocznej nagrody teatralnej podpowiadam kandydaturę Roberta Czajkowskiego do nagrody za dotychczasowe osiągnięcia.

Kierownictwo muzyczne Pastorałki spoczywało w doświadczonych rękach Marii Drue i Anny Dąbrowskiej, które jak zwykle stanęły na wysokości zadania, nie tylko zapewniając w czasie widowiska znakomitą oprawę muzyczną, ale także wcześniej pracując nad wokalnym przygotowaniem wykonawców.

O aktorach, którzy dwoili się i troili, odtwarzając po kilka postaci, można mówić tylko w superlatywach i właściwie należałoby tu przepisać wszystkie nazwiska, gdyż sukces przedstawienia jest zasługą całego zespołu.

Majolikowa Maria Doroty Maciejewskiej, jakże wzruszająca w kolędzie Oj maluśki, w dyskretny sposób przypomniała o ukrzyżowaniu czekającym Boże Dzieciątko w przyszłości. Maciejewska rysowała postać Marii delikatnym pochyleniem głowy, spojrzeniem, oszczędnym, stylizowanym gestem, wyposażając też odtworzoną rolę w ogromne ciepło wewnętrzne.

Majestatyczny Archanioł Michał Matyldy Szymańskiej wspaniale współgrał z gromadką uroczych aniołków, trzepocących się po scenie, ciekawskich i dziecinnych. Tu na plan pierwszy wybijała się doskonała głosowo Teresa Bogdańska-O’Shea oraz Joanna Kańska.

Kańska znakomita była również w roli Ewy, obdarzając ją nie tylko urodą, ale i wdziękiem, pozwalającym zapomnieć o przyrodzonych wadach pierwszej kobiety. Śmierć, w wykonaniu tej utalentowanej aktorki, to osobne studium: świetna w ruchu, drapieżna, nieubłagana, a przecież niepozbawiona ludowego humoru – bardzo, bardzo udane role.

Spośród pań chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na Renatę Chmielewską, która przekształcała się to w anioła, to w herolda, tworząc prawdziwą perełkę w roli… kozy. Trudno właściwie nazwać to rolą – ot, drobiazg, koza prowadzona na sznurku. Proszę zobaczyć, co Chmielewska potrafiła z tego drobiazgu zrobić, jak świetnie operuje spojrzeniem i jak jest szczerze zabawna.

Krystyna Liskowacka z zacięciem scenicznym wykonała swoje zadanie jako Herodowa. Przechodząc do ról męskich, zacznę od pochwał pod adresem Krzysztofa Różyckiego, który rozbawił widownię serdecznie jako nieporadny Adam, a potem z temperamentem „odegrał” króla Heroda, „po drodze” jeszcze występując jako jeden z pasterzy (że pominę już Archanioła Gabryela). Żywiołowy, zabawny, acz utrzymany w ryzach, Różycki stworzył w Pastorałce świetne role. Nie ustępował mu również Daniel Woźniak: skupiony smętliwy św. Józef, charakterystyczny Rabin, a także pasterz. Na najwyższe uznanie zasługuje aktorska umiejętność przerzucania się z jednej postaci w drugą przy charakterach tak zróżnicowanych.

Konrad Łatacha bardzo ładnie i delikatnie narysował postać „Żydka”, wcielając się także w Chłopa i pasterza, a Czesław Grocholski był stylowym Szlachcicem polskim oraz Monarchą.

Andrzej Bazarnik popisowo zagrał obie diabelskie role – i w Raju, i u Heroda, a szczególnie podobał mi się w tańcu ze śmiercią. Pięknie poprowadził scenę z aniołami Wojciech Piekarski. Aleksander Machalica, choć nie miał pola do popisu, wykonał swoje zadanie rzetelnie. Prosto i przekonywająco wypadli Krzysztof Twarowski i Andrzej Jastrząb.

Oddzielne pochwały należą się także dzieciom – Joasi i Markowi Iczkiewiczom, Rory i Maćkowi O’Shea, oraz Zosi Zajączkowskiej, a także wszystkim, którzy przyczynili się do powodzenia przedstawienia: a więc Andrzejowi Gołębiewskiemu – światła, Wiktorowi Sławińskiemu – dźwięk, Kasi Banach – inspicjentura, Izabeli Kolosińskiej – rekwizyty, oraz zasłużonej dla naszej uchodźczej sceny Jadwidze Matyjaszkiewicz, która pomagała przy przygotowaniu kostiumów.

Jak się okazało, współpraca Teatru Nowego i Teatru Syrena przyniosła znakomite rezultaty i należy sobie życzyć, aby na tym nie poprzestano.

Urszuli Święcickiej za pomysł i pracę nad wystawieniem Pastorałki – niski ukłon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji