Artykuły

O „Śniegu” trochę inaczej

Chęci wystawienia dzieła teatralnego powinien zawrze towarzyszyć cel. Czy to coś wartościowego do przekazania, jakaś idea godna upowszechnienia. Może też to być eksperyment sceniczny, formalny lub interpretacyjny. W przypadku omawianego spektaklu zabrakło niestety pytania po co? No i mamy Śnieg, a raczej pluchę. Jedynie scenograf, Janusz Guttner, wybrnął zwycięsko. Jako że dramat rozgrywa się tylko w jednej dekoracji, musi być ona funkcjonalna i budująca nastrój na równi z tekstem. Pokazał więc pokój, a raczej jego charakter, z przełomu wieku, ogromne okna, za którymi pada śnieg, kurtynę zastąpił ekranem z obrazem konarów drzew i padających płatków śniegu. Stworzył doskonały punkt wyjścia dla aktorów, których słowa – symboliczne i będące zawiązaniem dalszej akcji – dotyczą owych płatków właśnie. Postacie mają ilustrować absurd żyda. Bronka (grana przez Zofię Walkiewicz), choć prosta dziewczyna, jest wrażliwa i subtelna. Używając stylu pisarza, przez miłość chce ocalić miłość. Ta ze sceny jest krzykliwa i ordynarna jak praczka. Trudno uwierzyć w jakiekolwiek jej słowo. Zamiast lirycznego wzruszenia wywołuje irytację. Tadeusz Wojciecha Piekarskiego niewiele jej w tym ustępuje. Jest szablonowy i sztuczny. Mówi wielkie słowa o owej wszechogarniającej miłości, o tęsknocie, która go wciąż gdzieś gna, a my ziewamy. Jedynie Ewa Doroty Zięciowskiej nie była papierowa. To modernistyczna „femme fatale”. Kusząca i odpychająca. Marzenie i rzeczywistość zarazem. Właśnie taka, jaką stworzył Przybyszewski na kartach sztuki. Wymowna była też M. Buchwaldowa w roli Maryny – niesamowitej piastunki przynoszącej śmierć jako ukojenie.

Jest takie mądre zdanie: reżyser ma pomysł. Nie tym razem, niestety. Na scenie nie ma żadnej akcji. Aktorzy odklepywali swoje role. A dla uwypuklenia ważnych kwestii zastygali w wyczekujących pozach albo słali ku sobie długie, bezmyślne spojrzenia. Tak ważne dla rozwoju intrygi wejście Ewy jest absolutnie niewygrane. A przecież wtedy Bronkę po raz pierwszy ogarnia dziwny niepokój. I widz powinien czuć, że dzieje się coś niezwykłego. Powinien, ale to tylko nasze pobożne życzenie. Podobnie rzecz ma się, gdy Bronka podejmuje decyzję samobójstwa. Uf, jaką szmirą wieje.

Teatr Nowy, jak sama nazwa wskazuje, to zespół młody i instytucjonalnie, i wiekowo. To teatr, który dopiero się prezentuje. Tylko dlaczego tak niefortunnie już od samego początku?

Teatr emigracyjny powinien starać się być na tyle atrakcyjnym, aby potencjalny widz zrezygnował ze spektaklu angielskiego na rzecz teatru w POSK- u. Tylko to może dać szansę i sens istnienia polskiej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji