Prowokacja ubrana w muzykę...
To był sezon świetnych przedstawień z kraju i raczej dość wątpliwych w wykonaniu scen macierzystych Poznania. A zamyka go w Teatrze Polskim, najbardziej chyba kontrowersyjna w tym sezonie premiera "Zęby 2" Marka Koterskiego. Jest to pierwszy musical i pierwsza też chyba w ogóle propozycja sceniczna odwołująca się tak wprost i bez ogródek do aktualnej naszej polskiej rzeczywistości. Nie tej sprzed lat, ale tej jaka jest teraz. No i jaka jest ta najnowsza premiera?
Otóż pierwsza część spektaklu wprowadza widzów w coś w rodzaju zakłopotania. Płaskie dowcipy, trywialne i obsceniczne skecze, nastrój smutku, beznadziejności, prowincjonalizmu. Taka oto jest rzeczywistość - zdają się mówić autorzy i realizatorzy spektaklu - i na jej miarę wszystko zostało tutaj skrojone. Każdy czas i każde społeczeństwo ma taką sztukę i kulturę, na jaką sobie zasłużyło. Wy macie taką. Nieciekawy kraj, nieciekawi ludzie i taki też jest ten musical.
Po przerwie przedstawienie jest inne. Bardziej ostre, pamfletowe, szydercze. Na dobrą sprawę jest to jedna wielka, ubrana w muzykę i piosenki, prowokacja. I protest-song. Aktorzy obrażają ze sceny kraj, obrażają społeczeństwo, obrażają i swoją publiczność. Wykrzykują nam wprost jacy to jesteśmy obrzydliwi, skudleni i zagubieni. "Nienawidzę cię Polsko, zgnębiona, podzielona, nawiedzona, stracona. Nienawidzę cię Polsko szalona, rozkradziona, zmarnowana, zgubiona" śpiewają do nas. W szyderstwie swym już po chwili stają się jeszcze okrutniejsi. Parafrazując Rotę, zapewniają nas "że nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, sami w nią sobie naplujemy".
Gdy kurtyna opada, tym razem nie ma frenetycznych oklasków. Jest raczej konsternacja. Patrzę po twarzach widzów. Jedni są wyraźnie oburzeni i zgorszeni. Inni tylko zakłopotani i zawiedzeni. Obiecywano im tutaj relaks i zabawę - rockowy musical. A tu taka siurpryza. Wylano im kubeł pomyj na głowę. Inni jeszcze nieco może zaszokowani; ale bynajmniej nie obrażeni. Diagnoza Marka Koterskiego choć tak okrutna, wydaje się przecież nie bezzasadna. Od kabaretowych prześmiewców różni ją przy tym to, że przedmiotem szyderstwa nie jest tu polityka i nie są też żadne władze, lecz my sami. Zagubiona w tym wszystkim i dziecięco bezradna, społeczność. Koterski prowokuje nas, chce nami wstrząsnąć i poruszyć. Ale jak to robi. Jaką znalazł dla tego formę i jaki wyraz artystyczny?
Niestety, nie jest on miarą sprawy i tematu. Przedstawienie przede wszystkim wydaje się niedoreżyserowane. I jakby ubrane nie w tę formę, z myślą o której chyba zostało to napisane. Wcale wdzięczne i melodyjne piosenki Grzegorza Stróżniaka sytuują się raczej w kręgu dyskotekowo-komercyjnego rocka niż protest-songu. Drapieżność tego spektaklu zawiera się w słowach. Nie ma jej w muzyce, nie ma jej też w ruchu scenicznym, w geście, w aktorze, w wyrazie artystycznym całości. Gdyby to wszystko wykrzyczeli nam i wyśpiewali młodzi gniewni na wyraźnej kontrze wobec mieszczańskiej widowni, może inaczej byśmy to odbierali. A tu kpią z nas, tacy sami jak my na widowni, tak samo chaotyczni i niepozbierani. No cóż, ten musical skrojony został wyraźnie na miarę naszych czasów...