Gdy rozum śpi...
Trzeci już raz zostały przyznane "Atuty", nagrody dla najlepszych przedsiębiorstw, najdoskonalszych produktów, najciekawszych przedsięwzięć na Warmii i Mazurach. Wśród nagrodzonych "Atutem '95" w kategorii wydarzeń kulturalnych znalazł się spektakl "Msza za miasto Arras" zrealizowany przez Janusza Kijowskiego na podstawie powieści Andrzeja {#au#594}Szczypiorskiego{/#} w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza. Nagroda podwójnie cenna i wymowna: za konkretne dokonanie teatralne, ale i za sposób myślenia, za światopogląd. "Msza" traktuje o nietolerancji i jej tragicznych skutkach. Udrapowana w kostium historyczny, tak naprawdę opowiada nie o zdarzeniach w Arras, a o tym, co się dzieje tu i teraz, o pewnych niebezpiecznych, z pozoru marginalnych, przejawach życia w Polsce.
Nietolerancja - jeden z najcięższych grzechów człowieczych, burzy ład serca i jasność rozumu, międzyludzką jedność i spokój społeczny, łatwo zamienia w przestępstwo, zbrodnię, wojnę. Argument siły fizycznej przedkłada nad siłę argumentów myśli. A wszystko to w imię jedynej słusznej idei, tak jakby prawda absolutna znana była komukolwiek - poza Panem Bogiem. Nietolerancja ma swój ponury ciąg historyczny, płonące stosy i krzyże, obozy zagłady i łagry, wojny religijne. Ale nietolerancja dotykalna jest i obecnie: "koty" i "fala" w wojsku (obyczaje przenoszone niestety i do szkół), pseudokibice piłkarscy wyjący z nienawiści do obcych, graffiti "zabić skina sukinsyna", "ppp - punka pałą punkuj". Także maniera i słowa części tzw. klasy politycznej.
Ostatnio szkoła nienawiści staje się coraz poszechniejsza i święci triumfy. Ksiądz prałat Henryk Jankowski z ambony - w obecności milczącego prezydenta - wygłasza w kazaniu nową teorię historiozoficzną: pazerność Żydów doprowadziła do wybuchu drugiej wojny światowej. Zygmunt Wrzodak, przewodniczący ursuskiej Solidarności, do haseł populistycznych dołącza i nacjonalistyczne, co znajduje natychmiastowy odzew w okrzykach demonstrantów wznoszonych pod Urzędem Rady Ministrów: "Bartoszewski, Kołodko do gazu". Zaatakowany na przedwyborczym wiecu Aleksander Kwaśniewski sam atakuje: "Tak wygląda dziś Solidarność - faszyzm i antysemityzm. Solidarność równa się petardy, antysemityzm i bezbrzeżna głupota". Lider Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński o sobie i swoim ugrupowaniu: "Ktoś w Polsce musi nie być świnią": takim zdaniem uzasadnia odmowę poparcia dla kandydatury Lecha Wałęsy. Różne orientacje, światopoglądy, opcje, przekonania, a mianownik nienawiści - wspólny.
Wszystkie te obrzydliwe słowa, bez względu na intencje, kontekst, uzasadnienie, emocje, nie powinny paść. Ale padły. I znajdują łatwy posłuch u tych, którzy nie lubią myślenia, czekają na gotowe recepty, którzy za własne niedoskonałości skłonni są obciążać jakichś innych. To groźne. "Gdy rozum śpi, budzą się demony".
Nietolerancja budzi sprzeciw ludzi myślących, niedogmatycznych - ich głos może sprawiać wrażenie wołającego na puszczy, ale tak nie jest. Każdy protest przeciwko złu, głupocie, nienawiści jest potrzebny i konieczny. Taki humanistyczny, publicystyczny - a zarazem ponadczasowy - wymiar miało przedstawienie "Mszy za miasto Arras" w olsztyńskim teatrze, spektakl niewątpliwie najważniejszy w ciągu ostatnich pięciu lat. I dziwi tylko, że teatr tak łatwo zrezygnował z kontynuacji tego, co najlepsze. Bo tak na co dzień scena olsztyńska jest dość nijaka, ani specjalnie dobra, ani szczególnie zła, niezbyt wyrazista stylistycznie, repertuarowo, światopoglądowo. Może ważna i wymowna nagroda "Atut '95" będzie miała moc inspirującą. Oby.