Spotkać kogoś drugiego
W pewnym małym mieszkanku, pewnego dnia, spotykają się pewna kobieta z pewnym mężczyzną. Pewnie chcecie wiedzieć, czy coś z tego wyjdzie? Nie powiem, idźcie do teatru. Naprawdę warto. Mimo że ona jest farbowaną blondynką z widocznymi odrostami, a on ma braki w uzębieniu.
Kielecki Teatr im. S. Żeromskiego nabrał przyspieszenia. Dwa tygodnie temu dał premierę sztuki tureckiego dramaturga, w miniony weekend zaprosił widzów na prapremierę kameralnego dramatu Andrzeja Lenartowskiego "TOITOI". Autor, znany kieleckiej publiczności z głośnej sztuki o pogromie żydowskim, tym razem porusza się w subtelnej materii damsko-męskiej. Punkt wyjścia jest taki - ktoś puka do drzwi samotnie mieszkającej kobiety. Ta, wbrew zdrowemu rozsądkowi, otwiera i wpuszcza do środka mężczyznę, który okazuje się niezrównoważonym psychicznie zbiegiem z więzienia. Dwoje skazanych na siebie ludzi rozpoczyna grę. Tylko o co? O samych siebie, o to, kto jest lepszy i czyje będzie na wierzchu? A może to gra o szczęście, a może stawką jest w niej ucieczka od samotności i beznadziei. Bobohaterowie Lenartowskiego to para życiowych rozbitków - on chciałby być kimś, zrobić coś, czym zwróciłby na siebie oczy całego świata. Ona jest pozbawioną złudzeń, niespełnioną polonistką, która zamiast pisać książki, poprawia literackie wypociny innych. Znakomicie w roli mężczyzny sprawdza się Michał Michalski - jego gra jest pełna emocji, nie ma w niej cienia fałszu czy efekciarstwa. Partnerująca mu Agnieszka Kwietniewska momentami przerysowuje swoją postać, tak jakby nazbyt histerycznym zachowaniem chciała ją uwiarygodnić. Ale pomiędzy kobietą i mężczyzną jest autentyczne napięcie, aktorzy nie grają obok siebie, lecz nawzajem budują swoich bohaterów. Niczym w dobrze skrojonym kryminale reżyser spektaklu - Piotr Szczerski wyciąga coraz to nowe szczegóły poplątanych biografii bohaterów. Aż do zaskakującego finału. Czy "TOITOI" jest spektaklem o miłości? Na pewno jest opowieścią o jej poszukiwaniu. Choćby nie wiem jak bohaterowie od tego się odżegnywali. Lenartowski tłumaczy to wprost: "Sztuczka... opowiada o tym, że istotą życia jest spotkanie kogoś drugiego. Reszta jest pretekstem. Dodatkiem". Ale i ten - jak to nazywa pisarz - dodatek - jest wart uwagi. Bo poza wszystkim "TOITOI" to kawał prawdziwego literackiego "miecha", to żywe dialogi, to inteligentne pointy i zadziwiająco trafne obserwacje. Lenartowski używa zwykłej, kolokwialnej polszczyzny, takiej, którą słyszy się w sklepie, w autobusie, w pracy. Dlatego w tej sztuce nie ma sztuczności i scenicznego zadęcia, jest tak, jak gdyby ta historia działa się gdzieś obok, za ścianą.
Spektaklem "TOITOI" kielecki teatr zainaugurował działalność sceny kameralnej nazwanej "Pokojem Becketta". W kolejce czeka ponoć patron.