Artykuły

Krawiec milczy jak grób

"Krawiec" w reż. Włodzimierza Pawlaka w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Wódz się goli, Ekscelencja to twardy zawodnik, a Krawiec milczy.

Nie mieli racji pesymiści wróżący, że Sławomir Mrożek został przez polski teatr zapomniany i na sceny nie wróci. Wróci; a nawet już wraca. Wydaje się tylko, że nazbyt pochopnie przykleiliśmy Mrożkowi łatkę szermierza, walczącego ostrzem absurdu z rzeczywistością PRL-u. Truizmem jest opinia, że Sławomir Mrożek nie bawi się w doraźne krytykanctwo, lecz obnaża mechanizmy ludzkiego postępowania. Zdumiewa jednak, jak precyzyjnie to robi, obudowując konkret skomplikowaną metaforą.

Tak jest właśnie w "Krawcu", którego inscenizację wystawił Teatr Nowy w Zabrzu, w reżyserii Włodzimierza Pawlaka. Tytułowy bohater dosłownie jest dworskim krawcem, kuszącym kolejnych władców purpurą królewskiego odzienia. Jednocześnie to postać symboliczna - uosobienie owych "demiurgów drugiego planu", którzy w istocie kreują wizerunek przywódców, ich poglądy i zachowania wobec poddanych. "Krawiec" ma trzech bohaterów. Ekscelencja reprezentuje władzę obaloną, która imać się będzie każdej okazji, by przetrwać i - być może - kiedyś odzyskać urząd. Onucy, zwany Wodzem, przybywa do wyimaginowanego państwa, by zrujnować to co stare i wprowadzić ład na swoich, barbarzyńskich zasadach. Wódz szybko odczuwa jednak potrzebę wejścia na salony, więc gdy zaczyna się golić, wiadomo, że za chwilę stanie się kolejnym Ekscelencją. Ktoś kiedyś go obali, przyjdzie nowy Onucy, zostanie obalony; i tak w kółko od początku świata... Ale Krawiec jest wieczny, bo Krawiec zna potrzebę zachłyśnięcia się władzą i potrafi nią manipulować. Jest bezkarny, może się posunąć nawet do zbrodni, byle wmówił nagiemu królowi, że ma dla niego nowe szaty. Trudno nie zauważyć, że żyjemy w kraju, do którego opowieść Mrożka po raz kolejny pasuje jak ulał. Na szczęście

Włodzimierz Pawlak nie bawi się w łatwe aluzje, przytomnie ufając metaforycznej wizji autora. Co prawda inkrustuje spektakl mimicznymi "pokazami mody", w których prezentowane stroje nawiązują do kultury krajów o wyraźnie totalitarnym systemie, ale nie jest to jakaś nachalna łopatologia. Zabrzańskie przedstawienie zachowuje Mrożkowe niedopowiedzenia i wieloznaczność. Zachowuje też zdrową równowagę między powagą refleksji i komizmem, którego w oryginale przecież nie brakuje. Może tylko barbarzyńcy, poprzebierani jak na maskaradę, zanadto są kabaretowi, by przerażać. Spektakl ma dobre, zmienne tempo i wydobywa z dialogów każdy niemal (!) niuans. Ogląda się to przedstawienie z uwagą i - jeśli jest to słowo właściwe przy gorzkiej poincie sztuki - z przyjemnością. Niepełną wszakże. A nawet bardzo niepełną. Otóż w zabrzańskim "Krawcu" prawie nie ma... Krawca. Spokojny, jakby zagubiony, jednowymiarowy Jarosław Karpuk pozostaje w tej roli absolutnie na marginesie wydarzeń, oddając aktorskie pole kolegom. A to wykrzywia proporcje tekstu i relacje między protagonistami, wysuwając na plan pierwszy Onucego, w błyskotliwej interpretacji Zbigniewa Stryja. Nie jest oczywiście winą Stryja, że świetnie gra, pozostaje natomiast pytanie do reżysera. Dlaczego nie zadbał o to, by na scenie odbywał się pojedynek osobowości, a nie uśmiercenie jednej z równoważnych racji? Tym bardziej że i Ekscelencja w interpretacji Bernarda Krawczyka to jest twardy zawodnik, który przemykając się przez scenę więcej daje sygnałów widzom niż monologujący parę minut Krawiec. Szkoda, że tak się stało, choć nie zmienia to faktu, że zabrzańską inscenizację "Krawca" warto obejrzeć. Nawet przy zminimalizowanej roli tytułowego bohatera jest nad czym się się zastanowić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji