Artykuły

Thriller z miłą staruszką w tle

"Fasada" w reż. Eduarda de Paiva Souzy w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Fantastyczna międzynarodowa koprodukcja w Białostockim Teatrze Lalek! Polacy i Holendrzy snują pospołu historię o strasznym domu, którego mieszkańcy kończą ostatecznie na talerzu jako potrawka...

Widz zaś dostaje małe arcydziełko - animacji i finezji. Jest w nim i strasznie, i śmiesznie, bo teatralna międzynarodówka zrobiła thriller wyjątkowo żartobliwy. Rzecz to najwyższych lotów: miszmasz gatunków: tańca, gry lalką, żywego planu, a nawet operowych pieśni. Nie powstałaby, gdyby nie spotkanie przed rokiem na festiwalu w Czechach, gdzie dyrektor BTL-u poznał Duda Paiva Puppetry & Dance. Ściągnął ich do Białegostoku.

Szef kompanii, Eduardo de Paiva Souza, miał już pomysł na spektakl "Fasada". Sam przygotował lalki. W reżyserii wspomagał go Paul Selwyn Norton, on też wymyślił scenografię. Do spektaklu zaangażowali niemal cały zespół BTL, ze strony holenderskiej zagrali: Mischa van Dullemen, Augusto Valenca i Paiva. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Z wizji Paivy, zaciekawionego, co przez stulecia mogły kryć bogato zdobione fasady domów (takich, jakich wiele choćby w Wenecji czy Budapeszcie) - zrodził się wielkiej urody spektakl, który chce się obejrzeć jeszcze raz już w chwilę po wyjściu z teatru.

Świat magiczny

Oto mamy stary dom. Mieszka w nim starsza właścicielka, pokojówka, najrozmaitsi goście. Przed domem wyleguje się menel Ricardo, grają uliczni muzykanci. Staruszka wydaje się niegroźna, choć nieco kostyczna i nerwowa. Ale pozory mylą - starsza pani uprawia pewien złowieszczy proceder, który co jakiś czas staje jej kością, a raczej koralikiem w gardle... Historię taką aktorzy kreślą przy minimalnej ilości słów (w jęz. angielskim, polskim i holenderskim); większą wagę przykładając raczej do gestu, min, muzyki i śpiewu.

Czasem nie wiadomo, w który kąt sceny patrzeć - tyle się na niej dzieje. Spektakl jest symultaniczny, aktorzy grają cały czas: na pięterku domu tańczy monstrualnie gruba lokatorka, na dole kompozytor usiłuje coś skomponować, grajków zaczepia menel, staruszka plotkuje z zapałem z sąsiadką, znudzona służąca pali papierosa...

To świat magiczny, jakby zawieszony w ospałej przestrzeni, w której czas płynie swoim rytmem, kojarzącym się ze śródziemnomorskim miasteczkiem. Staruszka od czasu do czasu skrzekliwie skarci pokojówkę, a swoich dobrych znajomych - maszkarony-rzeźby z fasady domu - podrapie pod brodą, te zaś ni stąd, ni zowąd zaczynają śpiewać, a nawet fruwać....

Genialne cieniowanie

I nagle stop. Sielankowy nastrój pryska jak bańka mydlana, zza staruszki wypełza cień, jakby uwalniał się z jej ciała - rzęzi, sapie, płaszczy się na scenie. Muzyka zamiera, robi się poważnie, jakby zło na chwilę zaczęło swe rządy. Ale grajkowie znów zaczynają grać, znów robi się miło, ciemny kształt gdzieś znika...

I właśnie te przejścia z jednego nastroju w drugi, genialne cieniowanie, przenikanie się różnych rytmów, balansowanie na granicy sielanki i mroku, kiczu i arcydzieła, łączenie gatunków - to największa siła spektaklu. Jest w nim jakieś rozwarstwienie, zamierzone pęknięcia, przewrotność, aura pogody i złowieszcza tajemnica. Ten styl teatralnej narracji w świetny sposób szkicuje historię o tym, jak nic nie jest takie, jakie wydaje się być; jak nasze fasady - ciała kryją coś jeszcze, czego się nie spodziewamy.

Owo rozwarstwienie Paiva fantastycznie pokazuje, mieszając plan żywy z lalką. Sam, zamaskowany, w czarnych ciuchach, chowa się za staruszką. Dlaczego wcześniej nie wspomnieliśmy, że staruszka jest lalką? Bo właściwie trudno uwierzyć w jej sztuczny rodowód. Paiva animuje ją w tak fascynujący sposób, że aż trudno oderwać wzrok. Ach te miny, skrzekliwy glos, drobne kroczki, drapanie się po zapadniętym brzuchu! Prawdziwy majstersztyk. Lalek - uformowanych z dziwnej materii (pianki? lateksu?) w spektaklu jest więcej: monstrualna tancerka z pięterka (jej pojawienie się to jedna z największych niespodzianek spektaklu), maszkarony, które fasadę zdobią grzecznie tylko co jakiś czas, smutne dziecko kłócących się rodziców.

Żarty i smaczki

Spektakl niemal bez przerwy wypełnia muzyka - doskonała, zaaranżowana przez Marka Kulikowskiego. To ciąg dalszy egzotycznych zestawień w tym widowisku: nasze lalkarskie trio (Alicja Bach - skrzypce, Paweł Szymański - gitara, Krzysztof Pilat - akordeon) na swoim instrumentarium wygrywa m.in. utwory operowe! Do tego cudne śpiewy Augusto Valenca (profesjonalny tenor) i Grażyny Kozłowskiej.

Mnóstwo tu niespodzianek i żartobliwych smaczków (poczekajcie, niech no tylko monstrualna lalka zacznie tańczyć kankana, staruszka - kukaraczę, a jej sąsiadka zdejmie sobie z głowy torbę). Polecamy gorąco (czekając na kolejne międzynarodowe spółki).

I tylko spieszyć się trzeba. Holendrzy grają do czwartku - potem ich role (ale dopiero w czerwcu) przejmą inni białostoccy aktorzy. Zbigniew Litwińczuk Paivę zastąpi już od wtorku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji