Artykuły

Staram się mądrze żyć

- Konkurencja jest teraz tak duża, że w ekipach realizujących seriale nie ma miejsca na niekompetencję. Nieraz mam tylko zastrzeżenia do niechlujnego dźwięku w polskim filmie. Zdarza się, że nie słyszę i nie rozumiem, co mówią aktorzy. To mnie trochę męczy - mówi STANISŁAWA CELIŃSKA, aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie.

Niezwykle pogodna, ciepła i profesjonalna. Taka jest Stanisława Celińska - aktorka, bez której trudno wyobrazić sobie polski show-biznes. Z powodzeniem gra w filmach - ostatnio w "Post mortem. Opowieść katyńska" Andrzeja Wajdy, spektaklach teatralnych i serialach. Obecnie telewidzowie mogą ją oglądać w "Samym Życiu" [na zdjęciu] i sitcomie "Mamuśki" w TV Polsat.

Skąd pani bierze tyle energii!?

- Od Pana Boga. Poza tym dosyć dobrze się prowadzę. W lipcu minie 19 lat, od kiedy nie piję i nie palę, co też jest nie bez znaczenia. Ciężko mi to przyszło, bo miałam problemy z alkoholem. Ale któregoś dnia, z boską pomocą, udało mi się zerwać z nałogiem.

To może chociaż pije pani kawę?

- Czasami, ale mam wysokie ciśnienie, więc muszę uważać. Najlepiej na mnie działa świeże powietrze. Bardzo lubię spacery z moją cudowną przyjaciółką Teklą. To jamniczka skrzyżowana z białym kudłaczem.

Dzieli się pani swoim doświadczeniem z młodymi aktorami?

- Staram się im pomagać, dlatego że mi też ktoś kiedyś pomógł. Jak tylko mogę, przekazuję swoją wiedzę i umiejętności młodemu pokoleniu - taki mam charakter.

A kto panią wprowadzał w arkana aktorstwa?

- Szereg osób - Ryszarda Hanin, która była moją profesorką, Halina Mikołajska, Tadeusz Łomnicki, Tadeusz Janczar, Daniel Olbrychski i wspaniali operatorzy, chociażby Zygmunt Samosiuk.

Jak pani postrzega polskie seriale?

- To zazwyczaj w pełni profesjonalne produkcje, nad którymi pracują świetni fachowcy. Konkurencja jest teraz tak duża, że w ekipach realizujących seriale nie ma miejsca na niekompetencję. Nieraz mam tylko zastrzeżenia do niechlujnego dźwięku w polskim filmie. Zdarza się, że nie słyszę i nie rozumiem, co mówią aktorzy. To mnie trochę męczy, bo przecież lepiej wiedzieć, o czy rozmawiają, prawda? Może to jest kwestia niestarannej wymowy.

Pani doskonale odnajduje się w świecie seriali. Gra pani między innymi w sitcomie "Mamuśki", i to bardzo ciekawą rolę.

- Ta rola daje mi dużo satysfakcji, bo jest inna niż te, do których przyzwyczaiłam telewidzów. Mam już dosyć ciepłych, kochanych mam. Dlatego z przyjemnością gram wciśniętą w gorset, charakterną mamuśkę.

Pani bohaterka, Halina Czajka, zaakceptuje w końcu swoją synową?

- Tego jeszcze nie wiem, ale myślę, że ona jest tego typu osobą, która zawsze będzie miała do swojej synowej jakieś pretensje. Wydaje się jej, że żadna kobieta nie da jej synom tego, co ona. Taka typowa mamuśka, (śmiech). Wchodząc uczciwie w jej rolę, widzę w Patrycji (Katarzyna Ankudowicz) niekoniecznie pożądaną synową. Moja bohaterka chciałaby, żeby wybranka jej syna miała więcej ciała tu i tam.

Ryszard, pani serialowy starszy syn, którego gra Tomasz Karolak, też będzie próbował się usamodzielnić?

- Tego też jeszcze nie wiem, ale nawet jeśli spróbuje, to chyba z gorszym skutkiem niż jego młodszy brat Mirek (Michał Rolnicki). Rysiek jest od niego jeszcze mniej przystosowany do życia i bardziej przywiązany do mamuśki.

Grając tę postać czerpie pani inspiracje z własnego życia?

- Może troszkę, oczywiście w krzywym zwierciadle. Też jestem, choć staram się nie być, taką nadopiekuńcza mamuśką. Pamiętam zdarzenie, które to zabawnie obrazuje. Pochyliłam się kiedyś, żeby zawiązać sznurowadło mojemu synowi, a kiedy spojrzałam w górę, długo nie mogłam dostrzec jego głowy. Mikołaj był już wtedy dużym chłopcem... To mi dało do myślenia. Podejrzewam, że w dużej mierze taka nadopiekuńczość wynika z tego, że moje dzieci przyszły na świat, kiedy byłam już dojrzałą, 28-letnią kobietą i aktorką. To w sumie dosyć późne macierzyństwo. W tamtym czasie doświadczyłam także bolesnej straty - umarła moja ukochana babcia. Wszystko to wpłynęło na moje zachowanie. Trzęsłam się nad moimi dzieciakami, że hej.

A teraz ma pani z nimi dobry kontakt?

- Bardzo dobry. Udało nam się zaprzyjaźnić - dzieci zawsze mogły mi o wszystkim powiedzieć, nie było tematów tabu. To jest chyba najważniejsze. Czasami próbuję trochę złagodzić więź, która nas łączy, ale szybko się z tego wycofuję. Myślę, że dopóki matka jest na świecie, to będzie potrzebna.

A jak wyglądają pani relacje z synową i zięciem?

- Zawsze, kiedy dzieci przedstawiały mi kogoś i mówiły: to jest mój przyjaciel, od razu ta osoba stawała się także moim przyjacielem. No, chyba że była ewidentnie potworem w ich życiu. Wtedy mogłam interweniować i powiedzieć, co o niej sadzę. W przypadku zięcia i synowej nie było takiej konieczności. Nie mam prawa narzekać, bez problemu się dogadujemy. Staram się być wobec nich sprawiedliwa i dostrzegać, że w konfliktach wina często leży także po stronie moich dzieci.

Nie jest łatwo zachować obiektywizm, gdy ocenia się własne dzieci. Jak to się pani udaje?

- Czasami jest trudno, bo to jednak pewien rodzaj atawizmu. Ale staram się być obiektywna i w ogóle mądrze żyć - stosując ideę złotego środka. To dla mnie o tyle trudne, że jestem osobą krańcową w uczuciach i emocjach - albo kocham, albo nienawidzę. Na szczęście czasami dopuszczam do głosu także rozum, który podpowiada mi, że nie warto się niecierpliwić i złościć.

Jak potoczą się losy Janiny Kubiak, którą gra pani w "Samym Życiu"?

- Na razie synowie zabrali Janinę do Białowieży. Zostały tam na nowo zadzierzgnięte więzi rodzinne - było cudnie. Czekam, co się wydarzy dalej. Również prywatnie bardzo się cieszyłam z tego wyjazdu. Nabrałam sił od tamtejszych wspaniałych dębów, trochę odsapnęłam i oczywiście zobaczyłam żubry.

Zagrała pani także w filmie "Post mortem. Opowieść katyńska" Andrzeja Wajdy. Kim jest pani bohaterka?

- Zagrałam Stasię - sympatyczną służącą, która opiekuje się rodziną bohaterki Danuty Stenki. To bardzo ciekawa, przechodząca w pewnym momencie metamorfozę, postać.

Ma pani jakieś plany zawodowe na najbliższe miesiące?

- Niedawno miałam w Teatrze Rozmaitości w Warszawie premierę spektaklu "Anioły w Ameryce". Będziemy go grali prawdopodobnie cały kwiecień. Z ekipą tego samego teatru wyjeżdżam w maju do Francji. Pokażemy tamtejszej publiczności przedstawienie "Krum". Zostałam także zaproszona do jury 42. Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie. Gram również w Teatrze Współczesnym w sztuce "Udając ofiarę", która niedawno miała premierę. Oprócz tego śpiewam w muzycznych przedstawieniach w Teatrze Na Woli i gram tam swój jubileuszowy spektakl "Grace i Gloria", z którym byliśmy kilka tygodni temu w Sztokholmie. Jeżdżę też po całym kraju z moim recitalem "Domofon, czyli śpiewniczek domowy Stanisławy C".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji