Artykuły

Piotr Adamczyk: Będę kobietą!

- Ten, kto jest Hamletem jeszcze długo po zapadnięciu kurtyny, z pewnością nie radzi sobie ze sobą zbyt dobrze. Momenty wiary w to, że się jest postacią, którą się gra, zakrawają na schizofrenię. Zawsze zachowuję świadomość, że jestem na planie czy w teatrze - mówi warszawski aktor PIOTR ADAMCZYK.

Był już Chopinem i Janem Pawłem II. W filmie "Testosteron", który obejrzało już w kinach ponad 1,2 mln widzów, obnaża swoje słabości jako wzięty ornitolog, któremu przyszła żona uciekła sprzed ołtarza. Najwyraźniej lubi zmieniać swój wizerunek, bo już wkrótce zobaczymy go w roli ponętnej Podstoliny w "Zemście" reżyserowanej w warszawskim Teatrze Montownia przez Wojciecha Pszoniaka.

Grzegorz Sobaszek: Przeczytał pan i nagrał dwie książki - "Świadectwo" kardynała Dziwisza i "Terrorystę" Johna Updike'a. Pan to chyba lubi skrajności?

Piotr Adamczyk: Lubię. Dla aktora to bardzo istotne doświadczenie. Wydaje mi się, że po to, by znaleźć złoty środek, trzeba podejmować skrajne wyzwania. I nie jest tak, że staram się "działać na dwóch frontach" czy też, jak niektórzy sądzą, próbuję walczyć z wizerunkiem. Po prostu uprawiam swój zawód i staram się realizować najlepiej, jak potrafię, to, co zostało mi zaproponowane. "Świadectwo" kardynała Stanisława Dziwisza to niezwykle szczera opowieść najbliższego współpracownika Ojca Świętego o jego wieloletnim związku z papieżem. Napisana w pierwszej osobie, bardzo emocjonalna, a przez to ciekawa do czytania. Spotkałem się przy tej pracy z Krzysztofem Kolbergerem. Natomiast "Terrorysta", książka, którą mam okazję czytać razem z Marią Seweryn na antenie radiowej "Trójki", to opowieść o młodym amerykańskim muzułmaninie, krytykująca kulturę zachodnią. Z innej perspektywy opisuje świat islamu, zagrożenie terroryzmem i nas samych. Interpretację tych dwóch książek traktuję jako wyjątkowo ciekawe zadanie zawodowe. I tylko zawodowe - nie opowiadam się przecież po żadnej stronie.

Ale my - publiczność - mamy to do siebie, że utożsamiamy bohatera z aktorem...

- Aktor to człowiek, który ma opowiadać o świecie innych ludzi. Wierzę, być może naiwnie, że dzięki aktorom powiększa się nasza tolerancja, bo my, widzowie, dowiadujemy się, co kieruje innymi ludźmi, poznajemy motywy ich zachowań, a przez to zaczynamy ich rozumieć. Mam nadzieję. Czytając "Terrorystę", staram się najlepiej, jak mogę, przedstawić racje innego człowieka.

Czy to z inicjatywy kardynała Dziwisza czyta pan i nagrywa jego książkę?

- Wydaje mi się, że to była inicjatywa wydawcy. Jednak, o ile mi wiadomo, kardynał Dziwisz chętnie zaakceptował ten pomysł. Miałem okazję być na promocji książki w Krakowie i widziałem wzruszenie na jego twarzy, kiedy czytałem fragmenty książki. Z drugiej strony jestem głęboko przekonany, że kardynał nie ma nic przeciwko temu, że czytam "Terrorystę" czy też, że gram w "Testosteronie".

Kilka miesięcy temu, podczas zdjęć do "Testosteronu", mówił pan, że ma świadomość, jak trudno będzie się panu uwolnić od roli i wizerunku Jana Pawła II. Czy teraz dobiera pan tak role, by znaleźć ten złoty środek?

- Nie mamy takiego rynku w Polsce, by pozwolić sobie na przebieranie w rolach, szczególnie filmowych. Powstaje przecież niewiele filmów i tak naprawdę nie można marudzić. Nie odrzucam wielu propozycji, choć oczywiście nie przyjmuję wszystkich. Czasem doradzają mi moi przyjaciele, ale i tak ostateczną decyzję pozostawiam sobie. Po roli Chopina na ulicy wołano za mną Chopin, po papieżu dla wielu widzów byłem papieżem. Nie wiem, czy teraz będę Kornelem z "Testosteronu". Mam nadzieję, że za jakiś czas zacznę funkcjonować po prostu jako Adamczyk (śmiech). To byłoby najprzyjemniejsze...

Jednak rola papieża, przepraszam za słowo, ciągnie się za panem nawet w "Testosteronie". Scenarzyści pozwolili sobie na żart, a pan na niego przystał i nazwali pana bohatera - ornitologa Kornela - papieżem polskiej ornitologii...

- To była improwizacja Kuby Wojewódzkiego. Nie jestem pewien, czy pozostawiłbym ten żart, gdybym miał wpływ na montaż.

A chciałby pan?

- Oczywiście. Chciałbym mieć wpływ na wszystko. Z drugiej strony wiem, że ograniczenia mają swoją dobrą stronę.

Jak się pan czuje, kiedy widzi pan siebie i swoich sześciu kolegów po fachu z opuszczonymi spodniami na plakatach reklamujących "Testosteron"?

- Z opuszczonymi spodniami, ale w kratkach. Naszym zawodem jest obnażanie się, oczywiście emocjonalne. Za pomocą ról pokazujemy przecież swoje charaktery, wady, zalety, ciemne strony i inne pokłady osobowości. Mogę zapewnić, że nikt nam nie ściągał spodni na sesji zdjęciowej, a nawet gdyby Przecież "Testosteron" to komedia, gatunek lekki, mający przede wszystkim bawić. Rozumiem, że to może być intrygujące: "O ten, co grał papieża, teraz pokazuje się na plakacie bez spodni...". Na szczęście na tym plakacie nie jestem sam. Do niedawna byłem przekonany, iż uprawiam bardzo niepoważny zawód. Teraz wiem, że w tym zawodzie zdarzają się przedsięwzięcia wyjątkowe. Dowiedziałem się na przykład, że, po ukazaniu się filmu o papieżu zwiększyła się liczba powołań, wielu ugruntowało swoją wiarę, zmieniło postępowanie. Mam więc swój udział w przedsięwzięciu poważnym. Teraz najwidoczniej przyszła pora na mniej poważne, jednak z zawodowego punktu widzenia równie atrakcyjne wyzwania. Zostałem aktorem, bo chciałem rozśmieszać ludzi. Uwielbiam grać w komediach, bo reakcja publiczności jest najlepszą recenzją - ludzie się śmieją albo nie. I to jest najlepsze kryterium jakości komedii. Kropka.

Na "Testosteronie" się śmieją. Nie uważa pan jednak, że reżyserzy, Andrzej Saramonowicz i Tomasz Konecki, chcieli przemycić w tym filmie coś więcej oprócz śmiesznej historii?

- Komedia, jeśli ma być dobra, nie może wyłącznie rozśmieszać. W "Testosteronie" sprawdza się to, co napisał Gogol: "Sami z siebie się śmiejemy". Ten film opowiada o nas, o relacjach damsko-męskich z punktu widzenia współczesnego mężczyzny.

Mówi też o panu?

- Jasne. Choć nigdy nie przeżyłem tego, co mój bohater, czyli nie zostałem porzucony przez kobietę w tak spektakularny sposób - w filmie panna młoda ucieka sprzed ołtarza. To musi być straszne. Pewnie na miejscu Kornela czułbym się i zachowywał podobnie, choć myślę, że jestem bardziej opanowany i nie reagowałbym aż tak histerycznie. Jednak zdaję sobie sprawę, że dopóki nie jesteśmy wrzuceni w konkretną sytuację, nie możemy być pewni swoich reakcji. Szczerze mówiąc, nie wiem, co by się ze mną działo, gdyby żona uciekła mi sprzed ołtarza.

"Testosteron" realizowany był w dość ekstremalnych warunkach. Podobno na planie prawie nie było kobiet. Czy to miało pomóc w pracy nad stworzeniem męskiej komedii, reklamowanej jako hormonalna?

- Poskąpiono nam nawet towarzystwa charakteryzatorek. Malował nas mężczyzna. Ten miesiąc spędzony w niemal stuprocentowo męskim gronie miał z pewnością duży wpływ na film. Rozmowy ze scenariusza przenosiły się do rzeczywistości. A poza planem wszyscy czuliśmy się jak na koloniach. Nie brakowało męskich zwierzeń i koszarowego humoru. No i przez cały czas w rozmowach przewijał się temat kobiet. Bez przerwy. To była dla mnie nowa sytuacja. Podczas kręcenia "Testosteronu" wszystkim nam nadarzyła się niecodzienna okazja pobycia w świecie bez kobiet. A przecież kiedyś panował taki zwyczaj, że po obiedzie mężczyźni udawali się do palarni, a kobiety pozostawały w swoim gronie. Uważam, że było w tym coś naturalnego i potrzebnego obu stronom. Pamiętam dość niezwykły moment, kiedy znalazłem się na Jasnej Górze i przekroczyłem próg klasztornej stołówki. Zdałem sobie sprawę, że tam nigdy nie stanęła kobieca stopa. To mnie w pewien sposób oszołomiło. Podobnie było, kiedy kręciliśmy zdjęcia w krakowskim klasztorze Kamedułów. Tam też kobiety nie miały wstępu i żeby móc poprawić charakteryzację czy kostium, musiałem wychodzić za klasztorną furtę. W zupełnie innej sytuacji znalazłem się, kiedy zostałem zaproszony do zamkniętego zakonu żeńskiego w Granadzie. Wszedłem tam w sutannie papieskiej i opowiadałem o tym, jak wyglądała praca nad filmem o Ojcu Świętym. Zakonnice stały za kratami i rozmawiały ze mną. Opowiadam o tym dlatego, że to odgrodzenie się od przeciwnej płci w pewnych sytuacjach wydaje mi się fascynujące. Ale nie zamierzam stosować tego w życiu. Wystarczył mi "Testosteron".

Łatwo panu było wrócić z tych testosteronowych kolonii czy też koszar do normalnego, pełnego kobiet i mężczyzn świata?

- Podobno są role, w które aktor angażuje się do tego stopnia, że aż go zmieniają. Moim zdaniem to zależy od człowieka. Ja najwyraźniej jestem odporny. Aktorstwo traktuję jako pracę, oczywiście wymagającą ogromnego przygotowania, skupienia i poświęcenia, ale jednak pracę. Nie lubię sformułowania "wcielić się w rolę". Ten, kto jest Hamletem jeszcze długo po zapadnięciu kurtyny, z pewnością nie radzi sobie ze sobą zbyt dobrze. Momenty wiary w to, że się jest postacią, którą się gra, zakrawają na schizofrenię. Zawsze zachowuję świadomość, że jestem na planie czy w teatrze. Oczywiście ciężka praca zawsze wywiera jakiś wpływ na tak zwane normalne życie, choć ja sam nie potrafię powiedzieć jakie, ponieważ granie w teatrze i filmach jest moim normalnym życiem.

Po roli w "Testosteronie" powinien pan dla równowagi zagrać w czymś poważnym. Zgadza się pan?

- Nie do końca. Czuję, że zagranie kobiety to dla mnie kolejne wyjątkowe wyzwanie. Razem z zespołem Teatru Montownia będę grał w "Zemście" Fredry w reżyserii Wojciecha Pszoniaka.

Będzie pan Klarą?

- Nie, Podstoliną. Premiera pod koniec kwietnia.

Ta rola zmieści się jeszcze w tym złotym środku?

- Myślę, że tak. Trochę żartuję z tym złotym środkiem, ale uważam za wielkie szczęście to, że nie jestem obsadzany w podobnych do siebie rolach. Powielanie tego, co już się zrobiło, jest dla aktora najgorsze. Jednak nie bałbym się znów zagrać księdza, bo wiem, że byłaby to zupełnie inna postać niż papież.

A jak z tą kobiecością aktorską u pana?

- Na razie szukam najlepszych sposobów na znalezienie się w tej trudnej sytuacji. Chciałbym, żeby widzowie byli przekonani, że moja Podstolina jest kobietą... Jeszcze nie wiem, w jakim kierunku ta rola się rozwinie. Wiem tylko, że będę stronił od kabaretowych tonów i niesmacznych żartów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji