Artykuły

Fredro poprawia nam humory

- Problem teatru polega na tym, że zmarnował ostatnie kilkanaście lat na pokazywanie tego, co się w życiu i miłości nie udaje. Próbuję zająć się tym, co ma sens - mówi reżyser JAN ENGLERT przed premierą "Ślubów panieńskich" w Teatrze Narodowym.

Jacek Cieślak: Czy zdarzało się panu wracać do domu w nocy przez okno, tak jak Gustawowi w "Ślubach panieńskich"?

Jan Englert : Wracać - nie, ale wchodzić do czyjegoś, to i owszem. Raz było zabawnie, gdy pomyliłem okna. Ale oczywiście nie na pokazywaniu tego, jak się wchodzi do pokoju ukochanej, polega atrakcyjność Fredry. Zdecydowałem się na wystawienie jego komedii, by poprawić humor sobie i innym, choć oczywiście można "Śluby panieńskie" pokazać także na wysypisku śmieci. To się nawet ostatnio praktykuje. Ja tak Fredry czytać nie potrafię. Próbuję interpretować klasykę, nie demolując jej. Należę do formacji, która marzy, by uspokoił się chaos i zniknęło z naszego życia wszelkiej maści paskudztwo. Obcując z Fredrą, miałem wrażenie, jakbym brodził bosą stopą w krystalicznie czystym górskim strumieniu.

Łatwo jest się w nim poślizgnąć.

- Największa trudność z komedią polega na formie, którą narzuca wiersz. Widziałem kilka dobrych przedstawień fredrowskich granych prozą: "Wielkiego człowieka do małych interesów" i "Pana Jowialskiego". Ale to właśnie "Śluby panieńskie" są perłą polskiej literatury. Nawet Mickiewicz w "Panu Tadeuszu" nie posługuje się polszczyzną tak doskonale jak Fredro. Hrabia ma wyrafinowane poczucie humoru, wyostrzony słuch na żarty słowne i oko - na sytuacyjne. "Śluby panieńskie" to czysta muzyka. Jeśli przy zachowania podziałów metrycznych aktorom udaje się rozmawiać tak jak dzisiaj, oznacza to zwycięstwo w najpiękniejszym stylu. Jeśli nie - mamy sukces tylko u głuchych.

A jakie były wrażenia Leszka Możdżera, który skomponował muzykę?

- Obejrzał próby i powiedział, że bardzo dobrze odpoczął. To był pierwszy punkt dla mnie. Pojął w lot, o co mi chodzi. Myślę, że skomponował muzykę dla niego nietypową.

Mówił mi, że miał w muzyce wyrazić tęsknotę do miłości.

- Tęsknotę do porządku w sferze uczuć, wartości etycznych i estetycznych. Jak pisze Fredro - im człowiek starszy, tym częściej ogląda się za siebie i zauważa, że smutno jest żyć, jeśli nie ma do kogo powiedzieć: czy pamiętasz? Fredro uważa też, że kto siwieje, chętniej bajdurzy. Ja siwieję, więc robiąc "Śluby panieńskie", mam na bajdurzenie tym większą ochotę. Dowcip polega na tym, żeby moje bajdurzenie nie było usypiające. Możdżer nie usnął. Mam nadzieję, że również jego muzyka pobudzi widzów do refleksji nad uczuciami.

Bo ludzie szybciej i częściej decydują się na zmianę partnerów, małżonków?

- Problem teatru polega na tym, że zmarnował ostatnie kilkanaście lat na pokazywanie tego, co się w życiu i miłości nie udaje. Próbuję zająć się tym, co ma sens.

A co się nie udaje?

- Patrząc na niektóre przedstawienia czy czytając pisemka kobiece, można odnieść wrażenie, że wszystkie związki muszą się rozpaść, nie ma w życiu żadnej nadziei. A to nieprawda! Prowadząc teatr, wyraźnie wyczuwam na widowni potrzebę pozytywnego myślenia.

Radost i Dobrójska swatają młodych. Panu, kiedy miał dwadzieścia lat, takie swaty się podobały?

- W mojej młodości od dawna nikt nikogo nie swatał. Ale i Fredry swaty traktowane są z przymrużeniem oka. Poza tym w "Ślubach panieńskich" nie chodzi wcale o małżeństwo, tylko o budzenie się uczuć i ich umieranie. O to, co Fredro nazywa magnetyzmem serc, czyli o nagłą potrzebę obcowania z drugim człowiekiem, silniejszą od nas. Reżyserując spektakl, odkryłem niezwykłą psychologię postaci. Zabawiliśmysię z aktorami w próbę dopisania im życiorysów. Chcemy pokazać coś więcej niż tylko znaną powszechnie intrygę. Zastanawiamy się, skąd się wzięła przysięga Anieli i Klary, żeby nie wychodzić za mąż. Bo rodzice Klary nie byli dobrym małżeństwem. Dlatego boi się ślubu, tak jak wiele osób dzisiaj. Dociekamy, dlaczego samotna Dobrójska i samotny Radost mają się ku sobie, a niemogą odbudować miłości, którą do siebie kiedyś czuli.

I starają się, by młodym się udało.

- Tak. Ale współcześnie nie jest to łatwe, bo czyste uczucia stały się czymś wstydliwym. Uważa się, że mówienie o miłości - nie mylmy z nią seksu! - to coś w rodzaju banalnej, harlequinowej literatury. Dziś dziewczyny słyszą: "chodź do łóżka", w najlepszym wypadku dostają esemesa z mało znaczącym "I Love You!". Albin nie wstydzi się kochać i mówić o tym, dlatego inni się z niego nabijają.

Gustaw też jest od początku zakochany w Anieli?

- Jego problem polega na tym, że zarówno Aniela, jak i Klara to są wiejskie gąski wychowane w dobrym domu, inteligentne, z zasadami. Tymczasem Gucio to chłopak z Warszawy. W Lublinie, dokąd wyrywa się nocami ze wsi,nie musi konwersować z dziewczętami o owcach i baranach. W Anieli odkrywa intrygującego partnera, dopiero gdy dostrzeże jej opór, inteligencję i poczucie humoru. Wtedy powie: "Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą/ Mym zdaniem kochać jest większą rozkoszą". To dopiero prawdziwa miłość!

Na pewno pojawią się porównania pana spektaklu ze słynnym "Magnetyzmem serca" Grzegorza Jarzyny.

- Jestem zwolennikiem tego przedstawienia. Z niewiadomych dla mnie przyczyn media wymyśliły mecz Rozmaitości kontra Narodowy, a ze mnie zrobiono fundamentalistę-akademika.

A o wysypisku śmieci kto mówił?

- To nie było skierowane pod adresem Jarzyny. On zrobił "Magnetyzm serc", minęło prawiedziesięć lat i ja robię "Śluby panieńskie". Ale on realizuje teatr, który nosi w sobie, a ja uczestniczę w teatrze, w którym pracuję. Problem polega na czymś innym: twórcy przestali oglądać przedstawienia kolegów, a mimo to je komentują. Tu muszę się pochwalić: jestem jedynym, który widział prawie wszystkie spektakle Rozmaitości - Grzegorzewskiego, Holoubka, Łapickiego, Jarockiego. Jarzyna i Warlikowski nie widzieli w Narodowym nic.

Co pan na to, że Krzysztof Warlikowski będzie miał swój teatr?

- Ma go od dawna i była mu tylko potrzebna siedziba. Dobrze, że ją dostanie. Pod warunkiem że nie będzie musiał przychodzić do biura na dziewiątą i zajmować się papierkową robotą. Wiem, jak to wygląda. Nie narzekam, bo nikt mi nie kazał. Sam tego chciałem.

Na zdjęciu: próba do "Ślubów panieńskich".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji