Artykuły

Lubię wyzwania

- Czasem sobie myślę, że może trochę się rozdrabniam. Z drugiej strony uważam jednak, że w moim wieku i na tym etapie powinnam dotknąć wszystkiego, aby dalej się rozwijać. Tak naprawdę, to prawdziwa nauka zawodu zaczyna się dopiero po studiach - mówi warszawska aktorka JOANNA LISZOWSKA.

Olśniewająca blondynka ma obecnie duże szanse na to, aby zostać najbardziej seksowną aktorką. Pod warunkiem, że pójdzie "za ciosem". Choć zagrała już w wielu serialach, największą popularność przyniósł jej udział w "Tańcu z gwiazdami"... Czy zgadza się pani z tym twierdzeniem?

- Nie wiem, czy tak jest, ale program ten z pewnością spowodował, że moją twarz połączono z nazwiskiem. Wcześniej ludzie rozpoznawali mnie, ale niekoniecznie wiedzieli, jak się nazywam (śmiech).

W "Tańcu z gwiazdami" wystąpiła pani wyłącznie jako aktorka tańcząca, a nie śpiewająca. Nie było pani żal, że nie może zaśpiewać?

- Cóż, nie taki był charakter tego programu. Ale to moje śpiewanie bardzo mi się przydało, bo wielu elementów czy sekwencji choreograficznych uczyłam się "na melodię", a nie "na liczenie". Podczas występów w programie też nuciłam "pod nosem". W końcu ani na chwilę nie przestałam być aktorką śpiewającą. Nawet w okresie intensywnych treningów koncertowałam ze swoim zespołem.

No i po najlepszym, moim zdaniem, występie, nagle odpadliście. Jako telewidz "odpadłam" z "Tańca z gwiazdami" razem z panią...

- To było duże zaskoczenie, choć cały czas mówiłam, że co ma być, to będzie. Widocznie tak miało być. Cieszę się, że odpadliśmy po udanym tańcu, bo gdyby był jakiś niefortunny, czułabym ogromny żal przede wszystkim do siebie. Do dzisiaj słyszę ciepłe słowa od ludzi, którzy trzymali za nas kciuki i przeżywali nasze odejście. To najpiękniejsza nagroda, jaką można otrzymać.

Natychmiast rzuciła się pani w wir pracy. Co to było?

- Widowisko muzyczne "Vichry", polsko-czesko-słowacka produkcja, która miała swoje premiery w Bratysławie, Pradze i Warszawie. Zagrałam tam Zemrę, wicher śmierci, postać negatywną, posępną i podstępną. W pewnym momencie Zemra przeistacza się w Cygankę. Ta rola odpowiadała mi, była moim zupełnie innym wcieleniem, mrocznym. Kreując tę postać, mogłam wykorzystać zarówno śpiew, jak i taniec. Z dużą energią skupiłam się na tym projekcie, dzięki czemu pustka po "Tańcu z gwiazdami" nie była aż tak bolesna. Teraz absorbują mnie zupełnie inne wyzwania.

Czy ma pani na myśli "Fredrę dla dorosłych mężów i żon" w warszawskim Teatrze Komedia?

- Tak. Było to dla mnie naprawdę trudne zadanie. Reżyser, Eugeniusz Korin, postawił poprzeczkę bardzo wysoko - klasycznego Fredrowskiego "Męża i żonę" postanowił przenieść w dzisiejsze czasy, ubrać we współczesne kostiumy i scenografię, rygorystycznie przy tym zachowując formę i rytm wiersza. Mówienie wierszem klasycznym, z którym ostatni raz miałam kontakt na studiach, jest sztuką trudną samą w sobie. W dodatku trzeba było uczynić go językiem współczesności, co jest sprawą jeszcze trudniejszą.

Teraz, po premierze, mogę chyba powiedzieć, że udało mi się podołać temu wyzwaniu. Razem z Jolą Fraszyńską, Michałem Żebrowskim i Wojtkiem Mecwaldowskim udowodniliśmy, że Fredro także dzisiaj jest szalenie aktualny. Świadczą o tym spontaniczne reakcje publiczności. Zapraszam do Komedii!

Już wcześniej przekonała nas pani, że w komedii czuje się naprawdę dobrze. Myślę o laurze w serialu "U fryzjera". Mam rację?

- W szkole teatralnej myślałam o sobie wyłącznie pod kątem ról dramatycznych. Nigdy nie sądziłam, że mogłabym być zabawna...

Lubię wyzwania, a poza tym mój zawód polega na pokonywaniu swoich słabości. Każde doświadczenie jest potrzebne do rozwijania umiejętności aktorskich. Zmierzyłam się z tym i bardzo polubiłam role komediowe. Sprawiają, że i ja się uśmiecham.

Role dramatyczne, komediowe, musicalowe, czyli taniec i śpiew... czy to nie za szeroki wachlarz?

- Czasem sobie myślę, że może trochę się rozdrabniam. Z drugiej strony uważam jednak, że w moim wieku i na tym etapie powinnam dotknąć wszystkiego, aby dalej się rozwijać. Tak naprawdę, to prawdziwa nauka zawodu zaczyna się dopiero po studiach.

Dziś, po kilku latach od uzyskania dyplomu, mogę powiedzieć jedno. Lubię mój zawód ze wszystkimi jego jasnymi i ciemnymi stronami, bo takie też muszą być.

Dziękuję za rozmowę.

***

Data i miejsce urodzenia: 12 grudnia 1978 r., Kraków.

Kariera: Ukończyła PWST w Krakowie w 2001 roku. Zagrała m.in. w spektaklach warszawskich teatrów: Buffo, Komedia, Ateneum, Wielki, a także w krakowskich: Starym, STU i Operze Krakowskiej.

ROLE FILMOWE: "Czwarta władza", "Kryminalni", "U fryzjera", "Kto nigdy nie żył...", "Na dobre i na złe".

KOLORY: Lubi nosić czarne lub ciemnoniebieskie stroje, a w domu preferuje ecru (kremowy).

PRYWATNIE: Wśród koleżeństwa z branży znana jest jako "Feromonik", bo tak nazwała ją kiedyś Magda Umer i tak już zostało.

RELAKSUJE SIĘ: Słuchając muzyki podczas jazdy samochodem, poza tym jako hobby wymienia czytanie książek, jazdę na rolkach, kuchnię ("Lubię gotować i jeść, choć z tym drugim muszę bardzo uważać") oraz kolekcjonowanie perfum i kolczyków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji