Artykuły

Agata to świetna dziewczyna

- Miałam ogromne kłopoty z oswojeniem się z kamerą. W szkole teatralnej nikt nie przykładał do tego wagi, a szkoda. Teraz już wiem, że kamerę trzeba czuć, zawsze widzieć ją kątem oka, a już w żadnym razie nie odwracać się do niej tyłem - mówi warszawska aktorka DARIA WIDAWSKA.

Uroda, talent i temperament Czy można chcieć więcej? Nic dziwnego, że Darię Widawska mogliśmy już oglądać w wielu serialach ("Na Wspólnej", "Na dobre i na złe", "Egzamin z życia", "Faceci do wzięcia", "Mamuśki"). W "Magdzie M." gra Agatę, serdeczną przyjaciółkę głównej bohaterki.

Czy pamięta Pani swój pierwszy dzień na planie "Magdy M."?

- To były zdjęcia z Pawłem Małaszyńskim. Biegaliśmy po lesie. Chciałam, a dokładniej Agata chciała, umówić się z Piotrem na randkę. Ona biegała pierwszy raz, a on codziennie, więc szybko "wymiękła". Niestety, ja też.

Jak to? Wygląda Pani raczej na kogoś, komu fitness czy jogging nie są obce.

- Nie jestem jakąś rewelacyjną sportsmenką! Lubię mieć trochę ruchu, ale przecież godzinami nie siedzę na siłowni, choćby dlatego, że zawsze brakuje mi czasu. By ta moja zadyszka nie była sztuczna, zaproponowałam Jackowi Borcuchowi, który reżyserował pierwsze odcinki, że może ja naprawdę po tych pagórkach najpierw pobiegam? Jacek uznał, że to dobry pomysł. Pierwszy raz pobiegłam super. Drugi też - spokojnie. Za trzecim razem, już przed kamerą, pagórki wydały mi się dziwnie wyższe. Za czwartym razem to już były Tatry, a za piątym Himalaje. Z każdym następym dublem myślałam tylko o jednym. Żeby ta scena już wreszcie się skończyła. Koszmar.

Filmowcy mówią, że gdyby na planie nie działo się nic niespodziewanego, to by umarli z nudów.

- Pewnie tak. Innym razem, w scenie z Bartkiem Kasprzykowskim nie potrafiliśmy opanować nerwów przed pierwszym pocałunkiem. Scena miała się odbyć na ławce w blasku zachodzącego słońca. To jest tzw. uciekająca ekspozycja, bo wiadomo, że za kilka minut słońce zajdzie. Miało więc być szybko. Dobiegliśmy do tej ławki. Za pierwszym razem ugryzłam Bartka. Przy drugim dublu o mało go nie zrzuciłam z ławki. Stres był coraz większy, bo słońce uciekało za horyzont. W końcu zaczęliśmy się z siebie śmiać. I to pomogło.

Najgorsza jest dla Pani presja czasu?

- To niewątpliwie nie pomaga w pracy. Dziennie zaplanowane jest ok. dziewięciu scen w różnych miejscach. Mamy świadomość, że w dane miejsce więcej nie wrócimy i choćby miał się świat zawalić, trzeba zagrać.

Jest Pani tak młodą aktorką. Bywa, że myśli Pani: tego zupełnie nie umiem?

- Oczywiście, zwłaszcza na początku. Miałam ogromne kłopoty z oswojeniem się z kamerą. W szkole teatralnej nikt nie przykładał do tego wagi, a szkoda. Teraz już wiem, że kamerę trzeba czuć, zawsze widzieć ją kątem oka, a już w żadnym razie nie odwracać się do niej tyłem. Ja tego na początku zupełnie nie rozumiałam. Myślałam, że kamera mnie podgląda i na tym koniec. Na szczęście mamy mądrych reżyserów, którzy pomagają aktorom przy nauce dialogu z kamerą. Gdyby nie oni, dalej bym stawała do niej tyłem.

Lubi Pani tę swoją Agatę z "Magdy M"?

- Bardzo. Chociaż gdy przeczytałam pierwszy raz scenariusz, wydawało mi się, że to dość czarny charakter. Starałam się dodać tej "wyzwolonej" Agacie rys delikatności, lekkiego humoru, i trochę ciepła. Podoba mi się w tej postaci, że niczego nie udaje. Robi to, co uważa za stosowne. I mówi, co myśli, choć może nieraz głupio. I zawsze bardziej kieruje się sercem niż rozumem. Lubię Agatę. To świetna dziewczyna, chociaż trochę wariatka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji