Artykuły

Król bierze wszystko

Na zakończenie "Koronacji" bo­hater otrzymuje z rąk Króla symbol wtadzy. Bierze wszystko, opuściwszy żonę, straciwszy oj­ca i odrzuciwszy całe swoje do­tychczasowe ja. Trzydziestolatek Maciek Borowiecki dopiero te­raz zaczyna samodzielne życie.

Jakie będzie? Jakie będą jego wybory, te już bardziej świadome, nie wymu­szone przez rodzinę i splot przypadko­wych okoliczności? Tego nie wiadomo. Nie ma żadnych gwarancji, że życie skłamane, życie w cudzej skórze nagle - jak za dotknię­ciem czarodziejskiej różdżki - odmieni się na lepsze. Na pewno będzie inne.

Marek Modzelewski w "Koronacji" opo­wiada na pozór banalną historię o opóźnio­nym dojrzewaniu. Opóźnionym nie dlatego, że bohater jest ociężały, ale dlatego, że życie nie zmusza go do samodzielności, że życie wybiera za niego i pewnego dnia okazuje się, że wszystko, co go otacza jest zakłamane: niechciany zawód, nieudane małżeństwo, naskórkowe więzi z rodziną. Wyjścia poszu­kuje bohater w nowym związku z inną ko­bietą, ale i to okazuje się oszustwem.

Wszystko to pachnie małym realizmem, gdyby nie pewien pomysł formalny, nadający tej historyjce nieco inny wymiar - autor wprowadza na scenę alter ego bohatera, je­go drugie ja, Króla. To właśnie jego inteli­gentne komentarze, poduszczenia, ironicz­ne albo i kpiarskie uwagi nadają zdarzeniom scenicznym podwójność: są takimi, jakimi się na zewnątrz wydają, ale i są takimi, jaki­mi widzi i interpretuje je bohater Nie jest to wprawdzie wynalazek Modzelewskiego - to już było w kinie, i w teatrze też, ale bodaj pierwszy raz podniesione zostało do nad­rzędnej zasady konstrukcji dramatu. Dzięki temu zabiegowi banalna opowieść staje się relacją z pola (wewnętrznej) walki, jaką sta­cza bohater, aby wyzwolić się z pęt konwe­nansu i upiornej stabilizacji Czy tu nie pach­nie aby"Tangiem" Mrożka i"Naszą mała sta­bilizacją" Różewicza? Nawet jeśli można by wykazać takie związki, to tylko dobre dla młodego autora paralele.

"Koronację" zobaczyliśmy w wersji ubo­giej, w sali prób Teatru Narodowego, zgodnie z zasadami Laboratorium Dramatu, w któ­rym przecierają się nowe utwory. Ale nie jest to bynajmniej wersja z etykietą zastępczą, aktorzy grają naprawdę, rzecz ma swój rytm, a prosty zabieg wchodzenia do gry siedzących cały czas wokół terenu akcji wykonawców nadaje spektaklowi specyficzny poetycki klimat. Wprawdzie nie w pełni przekonywają­cy okazał się główny bohater (Andrzej Konopka). Jego bunt jest mało widowiskowy, ale może chodziło o ukazanie jego nijakości w konfrontacji ze znacznie bardziej intrygują­cym alter ego, Królem (w tej roli Robert Więckiewicz), niekiedy po diabelsku prze­wrotnym. Na szczególne odnotowanie zasłu­guje rola Pacjentki - Krystyna Tkacz dała tu pokaz swoich umiejętności, niestety, tak rzadko wykorzystywanych przez teatr.

Mody reżyser Łukasz Kos przysłużył się dobrze wchodzącemu do teatru Markowi Modzelewskiemu. Nie poradził sobie jedynie ze scenami erotycznymi - to zresztą dzisiaj zmo­ra teatru, nader rzadko wychodzi z prób poka­zania erotyki zwycięsko, zwłaszcza wtedy, kie­dy "idzie na całość". Kos wybrał metodę poło­wiczną: niemal naturalistyczną grę wstępną, a potem chińskie cienie zamiast peep-show. Wyszło to koślawo i bezwiednie śmiesznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji