Artykuły

Półinżynier B.

W fakcie, ze studia politechniczne Bolesto rzucił dla twórczości literackiej, Pawłowski upatruje znaczną korzyść dla polskiej dramaturgii. W gruncie rzeczy i ja w decyzji Bolesty widzę korzyść: pomyślcie, gdyby on takie mosty budował, jakie pisze sztuki... Katastrofa pewna. Tymczasem szkodliwość społeczna niewydarzonego pisarstwa jest niewielka. Lepiej niech pisze. Do szuflady - pisze Janusz Majcherek w miesięczniku Teatr.

Od czasów Lecha Wałęsy żaden elektryk nie wzbudził takiego zainteresowania jak dramaturg Bolesto, posiadający wykształcenie zawodowe w dziedzinie elektryczności oraz rzekome talenta w dziedzinie pisarstwa teatralnego. Sława sławie nierówna. Wałęsa odegrał rolę na scenie dziejów; Bolesto usiłował wspiąć się na scenę Teatru Powszechnego w Warszawie, rozdeptuje jak nosorożec przeszłość i autorytety. (Jak na ironię, Zygmunt Hübner grał kiedyś Berengera w "Nosorożcu"). Buta arywisty obróciła się przeciwko niemu samemu: Bolesto wyleciał z posady, ale co napsuł, to napsuł: w efekcie Teatr Powszechny nie tylko nie ma dramaturga, ale w końcu ostał się bez dyrektora naczelnego i dyrektora artystycznego, z kacem moralnym, który nieprędko minie. (Ale bo też, rzeczywiście, zaczynać od "Sprawy Dantona", a skończyć na sprawie Bolesty - jakoś nie uchodzi).

Co się dzieje z Bolestą, nie wiadomo, ale myślę, że wkrótce wyłoni się gdzieś jak gdyby nigdy nic i jeśli nie urządzi kolejnej awantury, to przynajmniej nową sztukę napisze. Nie zdziwiłbym się, gdyby to była kontynuacja "Tanga", opowiadająca o rządach Edka po śmierci Artura. (Koncept, że Bolesto to Mrożkowy Edek wykorzystało już wielu moich piszących i mówiących w radiu i telewizji kolegów, ale że jest trafny, to i ja się przyłączam, dorzucając pod rozwagę pytanie, kto w zespole Powszechnego odegrał rolę Wuja Eugeniusza?)

No, właśnie, gdy trwała afera w Teatrze Powszechnym, mówiło się, że Bolesto jest autorem sztuk, ale jakoś nikogo ta twórczość nie interesowała. Ja także nigdy niczego, co wyszło spod Bolestowego pióra nie czytałem, więc nie bacząc na aurę skandalu, postanowiłem tę niewątpliwą stratę nadrobić. Coś mi podpowiedziało, ze kompetentnym przewodnikiem w tej sprawie może być kolega Roman Pawłowski, więc spojrzałem na moje liczne zasoby literatury pornograficznej i wyciągnąłem antologię nowych polskich sztuk, którą RP wydał pod tytułem "Pokolenie porno". W tomie nie znalazłem Bolesty, wszelako w innej części mej biblioteki stal drugi tom antologii, pod tytułem "Made in Poland", który zawierał, i owszem, utwór "Matko i córko".

Rzecz była, zdaje mi się, raz odegrana, pewnie w ramach którejś z niezliczonych inicjatyw poświęconych produkowaniu młodych dramatopisarzy w ilościach hurtowych (jak powiedziałby Mrożek: w zastępstwie słonia znaczna ilość królików). Traktuje, zgodnie z tytułem, o matce i córce, które przymuszone sytuacją życiową (bezrobocie, brak perspektyw w prowincjonalnym mieście) postanawiają zarobkować, zakładając sex-telefon.

Lektura zajęła mi jakieś pół godziny i nie pozostawiła większych wrażeń. Gdyby talent Bolesty dał się zmierzyć tak, jak stan wody na głównych rzekach polskich, to powiedziałbym, że utrzymuje się on w dolnej strefie stanów niskich.

Znacznie bardziej zaciekawił mnie tekst Pawłowskiego prezentujący sylwetkę autora. Poczułem się nawet lekko zawstydzony, bo wszyscyśmy tego Bolestę obśmiali, że niby dlaczego elektryk został dramaturgiem Teatru Powszechnego, a nie elektrykiem, a tymczasem okazuje się, ze nieszczęsny ten młodzieniec w swoim czasie omal studiów nie skończył, i to na Politechnice Warszawskiej. Co prawda nie na wydziale elektrycznym, tylko inżynierii materiałowej, ale to nawet lepiej brzmi, bo nie bardzo wiadomo, co znaczy - ja przynajmniej nie wiem.

Gdy się dobrze zastanowić, to nie ma się z czego śmiać, że elektryk czy nawet półinżynier pragnie tworzyć, i to zarówno na polu dramatopisarstwa, jak i prozy (w tym ostatnim przypadku nie mam na myśli osławionego regulaminu pracy w Teatrze Powszechnym, lecz opowiadania, które Bolesto podobno pisze, a nawet publikuje). Ostatecznie Anton Pawłowicz Czechow był lekarzem, podobnie jak Jerzy Lutowski i Marek Modzelewski. Kafka i Eliot kawał życia spędzili w banku, a Suchowo-Kobylin w więzieniu, choć nie był złodziejem jak Genet. Leśmian był rejentem, a Janusz Głowacki playboyem. Już nie wspomnę o Shakespearze, którego, jak wiadomo, w ogóle nie było. No, więc może tego Bolesty nie należy wylewać z kąpielą czy raczej z pomyjami? (Coś mi teraz zaświtało w niepewnej pamięci, że inżynierem był Robert Musil, ale głowy nie daję).

W fakcie, ze studia politechniczne Bolesto rzucił dla twórczości literackiej, Pawłowski upatruje znaczną korzyść dla polskiej dramaturgii. W gruncie rzeczy i ja w decyzji Bolesty widzę korzyść: pomyślcie, gdyby on takie mosty budował, jakie pisze sztuki... Katastrofa pewna. Tymczasem szkodliwość społeczna niewydarzonego pisarstwa jest niewielka. Lepiej niech pisze. Do szuflady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji