Artykuły

Rzeka zamiast jeziora...

- Dla mnie ważniejsza jest egzystencjalna perspektywa. Jak ludzie oceniają swoje życie, patrzą w przyszłość, w przeszłość. Jak to się zmienia z upływem lat. Napięcie między młodością a dojrzałością. Jak tracimy szansę i zdobywamy świadomość - mówi PAWEŁ SZKOTAK, reżyser "Mewy" w Teatrze Polskim w Poznaniu.

To inna "Mewa". Paweł Szkotak [na zdjęciu] w poznańskim Teatrze Polskim sięga po tekst Czechowa przepisany przez dramaturga Martina Crimpa. Premiera 25 maja.

Martin Crimp przedstawił swoją wersję "Mewy" w ubiegłym roku. Katie Mitchell, reżyserka prapremiery z National Theatre, porównała jego pracę do "renowacji starego obrazu". Nie bałeś się takiego tłumaczenia?

- Nie. Tekst jest właściwie napisany na nowo. Crimp przeniósł akcję do współczesności. Bohaterowie mówią dzisiejszym, mięsistym, a jednocześnie niewulgarnym językiem. Jednak kiedy zabawiłem się w analizę porównawczą i linijka po linijce przejrzałem "Mewy" Crimpa i Czechowa, zobaczyłem, że w gruncie rzeczy brytyjski autor jest bardzo wierny klasykowi. Nie ma nowych postaci, sceny mają podobny przebieg akcja rozpoczyna się i rozwija identycznie. Obecna jest w nim czechowowska nostalgia i poczucie humoru...

Ale Masza pali jointy, a bohaterowie marzą o ucieczce do miasta, gdzie są "sklepy całodobowe, taksówki i windy". Tego w oryginalnym tekście nie ma.

- Owszem. Jest także zmiana realiów historycznych - z tych, które odpowiadały Rosji carskiej, na związane z ZSRR... Ten tekst różni się od lirycznego, poetyckiego Czechowa, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie ma tu nawet słynnych czechowowskich pauz, ale przecież dzisiaj kobiety już tak nie milczą jak 100 lat temu.

Ten język nie jest poetycki. Jest niemal potoczny.

- Poezja niejedno ma imię. Obok Miłosza mamy też Ginsberga, beatników, Bukowskiego. A przecież trudno byłoby odmówić Charlesowi Bukowskiemu poetyckości... Od jakiegoś czasu przymierzałem się do "Mewy", ale przeszkadzał mi język przekładów. Kiedy przeczytałem tekst Crimpa, zrozumiałem, że dobry dramaturg wykonał za mnie pracę, którą musiałbym sam zrobić, jeśli korzystałbym z tłumaczeń sprzed 30 czy 50 lat. To jest język współczesności, tekst jest krótszy, bardziej dynamiczny.

Kusząca jest myśl, że taka "Mewa" jest o współczesnej polskiej inteligencji. Dwie aktorki, dwóch pisarzy gdzieś na biednej prowincji...

- Może to być i tak odebrane. To jedna z interpretacyjnych nici, według której "Mewa" jest historią o - mówiąc półżartem - "próżniaczym losie inteligenta", dziś mogłaby być o... "bezużytecznej klasie". Bo przecież faktem jest, że inteligenci w Polsce są gdzieś na boku pędzącego pociągu zmian. I nawet jeśli nie są wagonem stojącym na bocznicy, na pewno jadą z tyłu składu. Jednak dla mnie ważniejsza jest egzystencjalna perspektywa. Jak ludzie oceniają swoje życie - patrzą w przyszłość, w przeszłość. Jak to się zmienia z upływem lat. Napięcie między młodością a dojrzałością. Jak tracimy szansę i zdobywamy świadomość. Pomyślałem, że gdyby akcja działa się nad rzeką, a nie nad jeziorem, mielibyśmy świetną metaforę uciekającego czasu, który płynie tylko w jedną stronę.

A kiedy i gdzie się dzieje akcja "Mewy"?

- Ta "Mewa" dzieje się współcześnie. Ale nie osadzam jej w rodzajowych konkretach współczesnej Rosji. Opowiada o marzeniach i lękach dzisiejszych ludzi, którzy ukrywają albo fałszują obraz samych siebie. U Crimpa dokładnie tak samo jak u Czechowa ludzie mówią najczęściej po to, żeby schować swoje uczucia albo myśli... A to jest tak samo aktualne dziś, jak i kiedyś. Nietrafne wybory, źle zainwestowane uczucia. Ucieczka przed samym sobą. Powiedziałem aktorom podczas pierwszej próby, cytując Milana Kunderę: " Życie jest jak szkic do nigdy nienamalowanego obrazu". Myślę, że to jest niezwykle trafne - nigdy nie wiemy, co by było z naszym życiem, gdybyśmy wybrali inaczej: inną osobę, inny zawód, albo odpisali na ten list, gdybyśmy zadzwonili, albo nie zadzwonili. Dręczą nas niespełnione wybory. Tymczasem mamy tylko jeden los.

A ty sam? Mógłbyś zrobić "Mewę" 10 lat temu?

- Nie. 10 lat temu nie byłbym w stanie zrozumieć wszystkich bohaterów. Te 10 lat było mi potrzebne, żeby czegoś doświadczyć - być pokaleczonym, oparzonym. Zobaczyć, jak smakuje zwichnięta nadzieja, jak się ona odradza... Jak upływa czas.

A wiesz o tym, że w większości wypadków mężczyźni reżyserzy realizują ten tekst po 40.

- Chcesz powiedzieć, że wchodzę w smugę cienia (śmiech)?

Masz po prostu 42 lata. Czy wtedy właśnie mężczyzna dojrzewa do "Mewy"?

- Sądzę, że do "Mewy" dojrzewa się, kiedy już zaczyna się myśleć o śmierci, kiedy widzi się, jak człowiek się zmienia, starzeje, kiedy ma się już za sobą śmierć bliskich, a jednocześnie pamięta naiwność, ambicje, energię 20-latka. Myślę, że to dla mnie dobry czas, żeby opowiedzieć przez "Mewę" o przemijaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji