Artykuły

Hamlet pozorny

"Hamlet" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w "Hamlet" Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kultura.

Pomysł intrygujący - "Hamlet" z poznańskiego Teatru Nowego miał być poza płcią. Jednak nawet pełna pasji interpretacja Pauliny Chruściel nie daje siły opartemu na pustych deklamacjach przedstawieniu.

W tym teatrze, z tymi aktorami "Hamlet", traktowany przez inscenizatorów jak góra niemal nie do zdobycia, mógł się udać. W Nowym jest zespół, który nie boi się Szekspira. W tym teatrze, imienia Tadeusza Łomnickiego, w powietrzu unosi się pamięć o "Królu Learze", którego przed 15 laty udaremniła śmierć wielkiego aktora. Nie ma sensu wspominać o tym przy każdej okazji, ale i poprzez takie wydarzenia tworzą się mity miejsca. Niedawno był świetny "Faust" Janusza Wiśniewskiego. Aktorzy Nowego to zaprawieni w bojach himalaiści. Tym razem jednak wyzwanie okazuje się tylko pozorne. "Hamlet" w inscenizacji Waldemara Śmigasiewicza traci należne mu znaczenie. Miał być inny, choćby przez obsadowy klucz. Reżyser zobaczył duńskiego księcia w Paulinie Chruściel, świetnej młodej aktorce, która wcześniej zagrała u niego Sonię w "Wujaszku Wani" Czechow? Miał to być Hamlet rozpięty pomiędzy płciami - ani kobieta, ani mężczyzna, a może i kobieta, i mężczyzna. Takie ustawienie tytułowej partii mnożyło pytania. Chociażby o to, ile jest w nas pierwiastka damskiego, a ile męskiego i kiedy dochodzi do głosu jeden, a kiedy drugi. Wiem, że odpowiednio poprowadzona Chruściel udźwignęłaby ciężar roli. Już teraz ma przebłyski mocnego aktorstwa. Wtedy, gdy w bohaterze szuka dobra, a znajduje zło. Kiedy uzurpuje sobie prawo do naprawienia świata za cenę krzywdy innych. Gdy z miną, jakby szła na wojnę ze światem, stawia się ponad boskim i ludzkim porządkiem. To są jedyne zapadające w pamięć sceny przedstawienia. Reszta jest pustą deklamacją, czczą retoryką. Przekład Macieja Słomczyńskiego trzeszczy aktorom w ustach. Nie wiedzieć czemu po wielokroć przemierzają niemal pustą scenę. Czasem spowije ją dym, wypełnią złowieszcze dźwięki muzyki Krzesimira Dębskiego. Zasadą inscenizacji Śmigasiewicza, której karnie podporządkowują się aktorzy Nowego, jest bowiem natrętna ilustracyjność. Kiedy się o czymś mówi, dobrze jest wzmocnić przekaz gestem. Dosłowność, mimo że spektakl obywa się niemal bez rekwizytów, ze szczętem go dobija. O czym reżyser chciał powiedzieć "Hamletem", nie wiem. W roli Pauliny Chruściel jest tylko cień sugerowanych wcześniej możliwości, w innych aktorskich partiach dominuje powierzchowność i pustka. Nie winię za to wykonawców, bo kazano im widać grać na oślep, więc ograniczają się do wypowiadania swoich kwestii. Gorzej, tak inscenizowany

"Hamlet" okazuje się przedstawieniem zbędnym, pozbawionym napięcia, płaskim jak podeszwa tenisówki. Sceny nie dopełniają się logicznie, trudno zaobserwować kulminacje w rolach. Ostatnia sekwencja bez pojedynku bohatera z Laertesem, za to z jednoczesną śmiercią wszystkich bohaterów zakrawa na niezamierzoną parodię. Dobrze oddaje jednak wymowę całego przedstawienia. To tylko martwy teatr. Śmierć w starych dekoracjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji