Życiorysy z szafy
Teatr Mały, pod niespodziewanie ukróconą dyrekcją Henryka Baranowskiego, zdecydował się na gest wobec Artysty. Miast zapraszać na teatralny bulwar w podziemiach Pasażu Śródmiejskiego i DT Junior, Baranowski (odwołany w dniu premiery "ze skutkiem natychmiastowym") dopuścił się wystawienia "niewiadomoczego". W środku "Cricolandu" pozwolił wybudować przyczółek sztuki, nieobecny, nierzeczywisty świat mitu, magii i pamięci. Zaprosił Jerzego Kalinę z jego nową próbą teatru. Czysta prowokacja, czyż nie tak?
W ten oto sposób znaleźliśmy się w kręgu kontynuacji - Kalina szokował od zawsze. Jeszcze w latach 70. wydobywał postaci spod płyt chodnikowych na Świętokrzyskiej, potem budował przestrzenie sakralne, a w teatrze zamknął dramat pokolenia w autorskim przedstawieniu {#re#20509}"Pielgrzymi i tułacze"{/#}, które objechało pół świata jako niepowtarzalna kreacja wspomnienia PRL-u.
Druga próba teatralna Kaliny jest niemniej interesująca. ,,Katapulta" wzięła się zapewne, jak zawsze u tego artysty, z niezgody i bólu. Niezgody na zbyt pozorne i prostackie przemiany świata, z bólu historii, pamięci, bólu zapomnienia o niepodległym, ale dawnym pięknie, wielkich uczuciach szarych ludzi, drobiazgach dnia codziennego. Tak głęboko tragikomicznego, ale i lirycznego tekstu nie było dawno na polskiej scenie.
Tekst jest tu pojęciem czysto teatralnym - scenariuszem. Słowa jako takiego właściwie zupełnie brak. Przedstawienie żywi się obrazem, wspomaganym przez dźwięk. Obrazy wywołuje pamięć chłopca, wyniesionego - wcale nie metaforycznie - jako bagaż na plecach dorosłego mężczyzny. Dom. Ranki, wieczory, gry, zabawy, pierwsze uniesienia erotyczne - seria codziennych zdarzeń wypełniająca czas sceniczny. Kalina - bo on sam jest podszyty tym chłopcem - stosuje w teatrze bardzo prosty i atrakcyjny zabieg: znajduje cały świat w szafie. Pęknięte lustro, w szczelinie ulubiona przez artystę ruchoma drezyna, dowożąca postaci.
Będą potem krążyć wśród sentymentalnych graciarni - radia "Pionier", garów aluminiowych, maszyny Singer na rączkę, półki ze słoikami (autor zechce tylko zmienić zakrętki "twist" na szmatki, bo tak wtedy było!). Kalina zanurza się we własne lata 50. Z całą strachliwą serdecznością. Ta serdeczność jest z wczoraj. Strach jest z dziś. Może dlatego bohater chowa się pod stół, jak dziecko, licząc, że przeczeka pędzące zmiany, przerażenie pojedynczego, przerażonego, zagubionego w cywilizacji człowieka, którego tutaj symbolizuje szczur w sterowanej elektronicznie klatce.
Bardzo wzruszający i mądry znak człowieka sztuki. Bardzo hermetyczne przedstawienie -dość trudne dla szukającego dosłownej rozrywki bywalca. Dla wielu czterdziestolatków drugi odcinek "kalinowego serialu" z ich życia. Jedno tylko różni teatr od życia. My nie potrafimy katapultować się nigdzie.