Hanuszkiewicz pod choinkę
Swoim zwyczajem, w wieczór sylwestrowy Adam Hanuszkiewicz dał premierę. Tym razem wyjątkowo zharmonizowaną z nastrojem dnia. Jego "Pastorałka" jest spektaklem zbudowanym na podstawie starego tekstu widowisk bożonarodzeniowych inkrustowanego współczesną poezją (śpiewaną) Małgorzaty {#au#44669}Hillar{/#} i Edwarda {#au#1007}Stachury{/#}. To ryzykowne zestawienie, cokolwiek obrazoburcze i bardziej świeckie niż religijne, osłania spektakl przed niebezpieczeństwem okolicznościowej dewocyjności. Zresztą "liberalne" wtręty do widowisk pastoralnych, rozmaite intermedia i hece niepokoiły w swoim czasie hierarchów. Toteż, jak wspomina Kitowicz w swoim "Opisie obyczajów", zabraniali widowisk "ruchawych".
Na scenie dominują dwa nastroje: matczynej miłości, oddanej ze wzruszeniem radości macierzyństwa i prześmiewczej nieco zabawy z ludzkich przywar, a nawet niegodziwości. Dzięki kontrastom emocjonalnym i zmienności rytmów spektakl nie grzęźnie na sentymentalnej mieliźnie, choć ociera się o to niebezpieczeństwo zwłaszcza w pierwszej części. Pojawienie się diabłów oraz Heroda (rozkosznie podejrzliwy Piotr Gąsowski) i jego urzędników w drugiej części dodaje spektaklowi wigoru. Jak zwykłe zło prezentuje się znacznie bardziej malowniczo.
Chociaż... jest od tej reguły wyjątek. Dotyczy to Edyty Jungowskiej, której reżyser powierzył w tym przedstawieniu rolę Maryi. Jej wrażliwości, wdziękowi, a także spontaniczności zawdzięcza ten spektakl wiele - postać Matki Bożej nabiera cech ludzkich, wpisując się zresztą w polską tradycję jej ukazywania, poczynając od pierwszych "Żalów Matki Boskiej pod krzyżem". Jungowska zaraża swoim wzruszeniem, z macierzyństwa potrafi uczynić święto.
Tym razem Hanuszkiewicz powściąga nadmiar pomysłów. Pozostaje jednak dość, aby zindywidualizować postacie pastuszków albo nadać symboliczny charakter rzezi niewiniątek - wykorzystuje tu reżyser rozsypane po scenie czerwone jabłka. Scenografia Mariusza Chwedczuka i Xymeny Zaniewskiej nawiązuje do szopkowej tradycji, wyznaczając spektaklowi rytm. Pojawiające się na scenie postaci z reguły przestrzegają zasady szopkowego ruchu - wydają się ożywionymi figurkami, poruszającymi się po wyznaczonym trakcie. Prawem kontrastu działa muzyka Piotra Mossa o wyraźnie gospelowych nawiązaniach.
Powstał więc spektakl bez wielkich zaskoczeń, ale solidny, osadzony w rodzimej tradycji, nastrojowy. Jego urodę wzmacnia nieco surowy, czasem nawet nieporadny, ale chwilami piękny w swej prostocie staropolski język.