Ale ja do nich nie należę
Tak jak Stanisław Wyspiański sto lat temu, tak teraz Marek Pruchniewski próbuje przedstawić wizerunek Polaków końca wieku. Tyle że Pruchniewski grzęźnie w nieco już przestarzałej doraźności.
W zorganizowaną przez biznesmena podejrzanej reputacji pielgrzymce po świętych miejscach Europy biorą udział pątnicy w różnym wieku, różnych zawodów i nie zawsze głębokiej wiary. Już na początku podróży okazuje się, że stan techniczny autobusu pozostawia wiele do życzenia, kierowca jedzie w wielokilometrową podróż bez zmiennika, nie zna dokładnie trasy, a standard miejsc noclegowych urąga wszelkim normom. Jakby tego było mało u końca pielgrzymki okazuje się, że budżet wyprawy okazał się zbyt niski... Ot, polska rzeczywistość...
Oglądając w poniedziałkowe popołudnie "Wesele raz jeszcze" (sztukę Marka Pruchniewskiego w reżyserii Pawła Kamzy), miałem poczucie wędrówki w czasie. Wędrówki w przeszłość. Takie rozliczeniowe, groteskowe przedstawianie naszych wad i śmiesznostek bardzo często gościło - zwłaszcza na kinowych ekranach - dokładnie dekadę temu. Wtedy właśnie modne było wyśmiewanie fundamentalistyczno-chrześcijańskich postaw, rozterek byłych funkcjonariuszy MO czy perypetii różnej maści "byznesmenów". Dla współczesnego młodego widza legnickie przedstawienie nie jest zbyt ciekawą propozycją. Tematy w nim poruszone zna przecież z "kultowego" "Rejsu", "Misia" czy bardziej współczesnych "Psów". Przez ostatnie 10 lat wiele się w Polsce zmieniło i chciałoby się te zmiany obejrzeć także w teatrze...
"Wesele..." może być natomiast pretekstem do podróży sentymentalnej dla widzów nieco starszych. Oni pewnie lepiej wyczuwają smaczki zawarte w sztuce. Ale ja do nich nie należę.
W spektaklu Pawła Kamzy wszystko, co doraźnie "polityczne" rozgrywa się w sferze słowa. Bardziej uniwersalna, teatralna po prostu, pozostaje strona wizualna: ze skromną, pastelową scenografią i kostiumami, z ciekawymi rozwiązaniami choreograficznymi, z grą świateł. Gdyby "Wesele raz jeszcze" trochę skrócić, zgęścić (półtoragodzinne przedstawienie nieco się dłużyło), gdyby je nieco uwspółcześnić i zdjąć z niego ciężar polemiki czy dyskursu z dziełem Wyspiańskiego, gdyby...