Artykuły

Jonasz w sezonie prapremier

"Terapia Jonasza" w reż. Jacka Bończyka i Jarosława Stańka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Andrzej Linert w Śląsku.

Niezwykle rzadko zdarza się w repertuarowym teatrze muzycznym, aby wszystkie zrealizowane w sezonie spektakle były prapremierami. Tak stało się w Chorzowie. Po raz pierwszy w pełnej wersji na zawodowej scenie muzycznej 4 listopada ubiegłego roku wystawiony został Joshua'y Williama "Canterville Ghost" w reżyserii Dariusza Miłkowskiego. Wcześniejsza, koncertowa próba realizacji tego widowiska, podczas której aktorzy Teatru Rozrywki i studenci katowickiej Akademii Muzycznej odczytywali dialogi po polsku, piosenki zaś śpiewali w języku angielskim, miała miejsce 31 października 2000 roku w noc halloweenową i wersja ta była bodaj zaledwie trzy razy zaprezentowana publicznie. Tym razem trochę zabytkowa opowieść o duchu Sir Simona, który straszy sobie spokojnie w starym, angielskim zamczysku, otrzymała po raz pierwszy pełny anturaż sceniczny.

Drugim widowiskiem musicalowym sezonu w Teatrze Rozrywki była zrealizowana 22 grudnia 2006 roku prapremiera głośnej opowieści o nowojorskiej bohemie Jonathana Garsona "Rent", w reżyserii Ingmara Villgista, scenografii Pawła Dobrzyckiego i Julii Kornackiej przy współpracy Marcelego Sławińskiego, w opracowaniu choreograficznym Katarzyny Aleksander-Kmieć. Odwołujący się do problemów: bezdomności, poszukiwania sensu życia, miłości, walki z narkotykami i wirusem HIV spektakl, był jedną z ciekawszych produkcji chorzowskiej sceny.

Trzecią prapremierą był wystawiony 30 marca 2007 roku musical Douglasa Pashley'a "Spin", w opracowaniu grupy artystów skandynawskich (reżyseria Gunnar Helgason, choreografia Reija Ware i Sara Him oraz scenografia Grzegorz Policiński i Elżbieta Terlikowska). Tym razem była to prosta, momentami nieco naiwna, parakryminalna opowieść o manipulacji naszą świadomością, manipulacji dokonywanej przez współczesne media.

Warto podkreślić, że po 23 latach pracy na Śląsku Dariusz Miłkowski zdołał zrealizować niemal wszystkie najważniejsze, ciągle aktualne, klasyczne anglosaskie widowiska musicalowe. Mało tego, obok "Skrzypka na dachu", "Kabaretu", "Elity", "West Side story", "Jesus Christ Superstar", "The Rocky horror show" i wielu innych, w repertuarze odnajdujemy widowiska wyrastające z rodzimej tradycji muzycznej. Przykładem jest m.in. przygotowana na zakończenie sezonu prapremiera autorskiego projektu muzycznego Jacka Bończyka i Zbigniewa Krzywańskiego "Terapia Jonasza" - w reżyserii Jacka Bończyka i Jarosława Stańka, scenografii Katarzyny Nesteruk, choreografii Stańka, ze zdjęciami filmowymi Adama Sikory.

W warstwie fabularnej widowisko jest próbą zdefiniowania funkcjonujących w pokoleniu współczesnych czterdziestolatków lęków, niepokojów i kompleksów, jest próbą opisania genezy współczesnego stanu ich ducha. W tym celu zarówno reżyser, jak i plastyk odwołali się do estetyki studia telewizyjnego, ukazanego w poetyce pastiszu. Całość akcji rozgrywa się w dwóch planach: telewizyjnym i scenicznym. Przestrzeń w planie sceny w swojej abstrakcji ukazana została w krzywym zwierciadle surrealnej rzeczywistości psychiki bohatera. Spektakl ma zresztą podtytuł: spektakl lekko psycho-muzyczny. Realizatorzy efekt ten osiągnęli odwołując się do elementów surrealizmu, zabarwiając całość anegdotyczną opowieścią z dystansem. Poszczególne rekwizyty, takie m.in. jak rower, fotel u dentysty, krata, wanna i zmywak, były zaledwie punktami odniesienia do świata wyobrażeń i majaków, dopowiedzeniem miejsca akcji. Ta ostatnia momentami rozgrywała się w pomieszczeniach szpitala psychiatrycznego, w którym szóstka tancerzy tworzyła tło dla rozgrywającej się akcji. W strojach tańczącego baletu szpitalne nakrycia głowy, bandaże na rękach i nogach, fragmenty kaftanów bezpieczeństwa, zdawały się być opowieścią, alegorią stanu ducha bohatera, uwikłanego w toksyczne związki zarówno z własną przeszłością, jak i otaczającą go współczesnością. Były scenicznym uzupełnieniem telewizyjnych relacji Jonasza. Z kolei postaci czołowych bohaterów, stanowiły przeciwwagę dla wyświetlanych na monitorze obrazów telewizyjnych. Siedzący tyłem do widowni w fotelu Jonasz - Jacek Bończyk, milczał do chwili, aż nie zdecydował się wyśpiewać tego, co go dręczy i niepokoi. Do tego czasu funkcjonował wyłącznie, w momentami przydługich sekwencjach obrazu telewizyjnego i zdawał się prowadzić dyskurs ze swoim alter-ego. Podstawowy konflikt dramatyczny rozgrywał się więc wokół racji najbliższych członków rodziny, nawołujących Jonasza do porządku i normalnego życia, a racjami samego bohatera, próbującego żyć po swojemu. W finale, milczący przez cały czas trwania spektaklu za stosem książek Ojciec - Piotr Machalica, w pełnym dramatyzmu songu śpiewał: "Dajcie mu żyć tak, jak chce". Zarysowane racje, jakkolwiek ocierają się o banał, to jednak w swej teatralnej fakturze, w pastiszowym kształcie scenicznych postaci, z dystansem do realiów życia zarysowanej scenografii i oryginalnie pomyślanych, skrępowanych ruchach oraz gestach baletu, zdają się przesądzać o atrakcyjności tego widowiska. Widza bowiem nie tyle interesują bądź co bądź niedojrzałe rozterki tytułowego Jonasza, jego depresje i alergia na życie, ile dobrze zrealizowane w warstwie scenicznej i wokalnej widowisko. Zwłaszcza, że odnajdujemy także interesujące i niebanalne propozycje aktorskie, wszystkie lekko przerysowane, utrzymane w tonacji pastiszu i delikatnej groteski. W tym duchu jawi się nam despotyczna, znakomicie obsadzona w roli Matki - Elżbieta Okupska. Powszechny aplauz budziła opracowana karykaturalnie postać księdza Piórko w interpretacji Jacentego Jędrusika. Prowincjonalny wujek Wiechu - Roberta Talarczyka przemawiał z kolei do nas ciasnotą swojego umysłu. Pikanterii całości nadawały: pobudzona w nadmiarze erotycznie Pani Doktor - Marii Meyer i demoniczna, pieniąca się w kąpieli, bądź też ubrana w krwistoczerwoną suknię Żona - Renata Przemyk. Był to zresztą udany debiut sceniczny, gościnnie występującej wokalistki.

Zbigniew Krzywański - autor muzyki, kompozytor, gitarzysta i współzałożyciel zespołu Republika", umiejętnie wpisał się w sceniczną ironię spektaklu. Jego rockowy kolaż, zabarwiony nutą pop, odwołujący się - jak sam przyznał - do kompozycji Franka Zappy, stanowił zgodną z duchem całego przedsięwzięcia interesującą oprawę muzyczną. Powstała całość pełna muzycznych kontrastów, ale i w decydującym stopniu odpowiadająca oczekiwaniom widowni. Dzięki istniejącemu pomiędzy realizatorami widowiska porozumieniu, otrzymaliśmy pełen rozmachu i dynamizmu, jednorodny w swym kształcie spektakl muzyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji