Artykuły

Mam w sobie coś z kobiety

- Uważam za demoralizujące, jeśli aktor zarabia 20 milionów dolarów za miesiąc pracy. Z drugiej jednak strony, jeśli produkt za pomocą jego twarzy, jego talentu, sprzedaje się za 100 milionów dolarów, to te 20 procent jest normalną stawką. Dla mnie jest to paradoks - rozmowa z warszawskim aktorem CEZARYM PAZURĄ.

Jest dziś jednym z najpopularniejszych, najbardziej wziętych i najbardziej cenionych aktorów w Polsce. Niektórzy porównują jego warsztat aktorski do rzemiosła Jima Carreya. Na ekranie imienia kobiety jak rękawiczki, w życiu monogamista. Mówią o nim, że prawość i szlachetność, to cechy, które są drogowskazem w jego życiu.

Bogdan Kuncewicz: Wielu mówi, że ma pan bardzo dobre samopoczucie na swój temat. To prawda?

Cezary Pazura: Może zabrzmi to nieładnie, ale nie specjalnie mnie obchodzi, co tych "wielu" o mnie myśli, co mówi na mój temat. Lubię robić to co robię. Staram się to robić najlepiej jak potrafię. A jeśli przychodzi jeszcze widz, to jest pełnia szczęścia.

Lubi pan siebie?

- Trzeba siebie lubić. Kiedyś strasznie siebie nie lubiłem. Przeczytałem słynną książkę Luizy Hays "I ty możesz uzdrowić swoje życie" i zacząłem inaczej siebie postrzegać. Zacząłem siebie lubić, tolerować, akceptować i zauważyłem, że życie stało się łatwiejsze, że mniej chorowałem. Sądzę, że jeżeli wyrzuci się ze swojego życia takie znaczenie, jak: stes, zmęczenie, nienawiść, złość, to naprawdę łatwiej się żyje. To dobra terapia.

Dużo wypowiada się pan na temat kobiecości, męskości, co może świadczyć, że jest pan ekspertem w temacie: mężczyzna, kobieta...

- Nie, nie jestem. Nigdy nie byłem. Dlatego też m.in. zrobiłem serial dla Polsatu pt. "Czego boją się faceci, czyli seks w mniejszym mieście". W swoim programie pytam mężczyzn i kobiety, czym się różnimy? Kobieta i mężczyzna to są dwa światy. Przenikające się, ale jednocześnie inne. Dlatego też Chińczycy narysowali znak - dobro, które pożera zlo, i odwrotnie - zło, które pożera dobro. Kobieta i mężczyzna to jest bezustanny ruch. Życie to jest ruch.

Rozumie pan konflikt

- Nie ma konfliktu. Jest absolutna współpraca. Kobiety trzeba jedynie zrozumieć.

Rozumie pan kobiety?

- Moją kobietę rozumiem, pozostałe staram się zrozumieć. Jedni mężczyźni krótko "uczą się języka kobiet", inni dłużej. Jak było z panem?

- Zenon Laskowik mądrze mówił, że aby być mężczyzną, trzeba mieć w sobie piękną kobietę. Zauważyłem, że mam w sobie bardzo dużo pierwiastków żeńskich. Jak jest mi źle, idę na zakupy. Robię dokładnie to co moja żona. Wtedy poprawiam sobie humor. Uwielbiam plotkować, a to jest domena kobiet. Najlepsi moi kumple na studiach, w szkole, to były dziewczyny. Z chłopakami jakoś nie było mi nigdy po drodze.

Żona pana Weronika pewnie ma dużo w sobie pierwiastków męskich?

- Dokładnie. Ona zawsze lubiła się kolegować z chłopakami. Piętnastu chłopaków, a ona jedna była w bandzie. Chodziła w spodniach, skakała po drzewach. Świetnie się rozumi-memy, bo ona ma w sobie faceta, a ja kobietę. Jesteśmy całością. Jesteśmy przyjaciółmi, co jest rzadkością po aż tylu latach małżeństwa.

A więc generalnie woli pan towarzystwo kobiet od towarzystwa mężczyzn?

- Wolę. Mam bardzo dużo koleżanek, przyjaciółek. Znam się lepiej na aktorkach niż na aktorach. Jak dobieraliśmy obsadę do serialu "Czego się boją faceci, czyli seks w mniejszym mieście", to wszystkie wybrane przeze mnie dziewczyny świetnie się sprawdziły. Trafiłem w dychę z wyborem. Natomiast z mężczyzn byłem w pięćdziesięciu procentach zadowolony.

A więc, czego boją się faceci? Czego boi się Cezary Pazura?

- Mężczyźni boją się przyszłości. Dla mężczyzny tak naprawdę rozumem jest kobieta. Mężczyzna w swoim życiu musi mieć dobrego mecenasa. Moja żona akurat jest dobrym mecenasem.

Mówi pan, że rozumem mężczyzny jest kobieta. Jak pogodzi pan to ze stwierdzeniem inteligentnych kobiet, że w mężczyznach najseksowniejszy jest mózg - rozum?

- Chodzi o inteligencję, bo mężczyzna moim zdaniem bardziej kieruje się instynktem. To kobieta kieruje się instynktem. Rozumem. Nie zgadzam się z tezę, że kobieta kieruje się sercem, a mężczyzna rozumem. Jest odwrotnie. Kobiety są bardzo, bardzo rozumne i potrafią wykorzystać każdą okazję. Wystarczyło dać im szansę i proszę zobaczyć co się stało: piastują kierownicze stanowiska wszędzie. Na każdym kroku napotykam kobietę szefa. Zaczynają nami rządzić kobiety. I być może to dobrze. W świecie arabskim rządzą mężczyźni, kobiety nie mają żadnych praw i tam na każdym kroku kwitnie terroryzm, przemoc. Natomiast my jesteśmy krok po kroku, za rękę, prowadzeni przez kobiety i robimy wszystko dla nich. Ja zostałem aktorem tylko dlatego, że chciałem się popisywać przed dziewczynami.

Podobno bardzo cierpiał pan z powodu kobiet. Słyszałem, że był pan na skraju takiego wyczerpania psychicznego, że chciał pan skoczyć z 10 piętra, i pewnie by pan to zrobił, gdyby pana nie powstrzymał Olaf Lubaszenko?

- Gdyby to było 10 piętro, to skoczyłbym. Nie skoczyłem, bo to było 9 piętro. Za nisko. Wahałem się.

Był pan w depresji?

- Jak młody człowiek jest "pokaleczony", stać go na różne czyny, mówi różne rzeczy. Nie chciałbym się z tego spowiadać.

Gdy poznał pan swoją drugą żonę Weronikę, uznał pan, że istnieje przeznaczenie, bo podobno byio to ewidentne przeznaczenie?

- Tak. Niewątpliwie było to przeznaczenie. "Życie jest rozproszkowane w przypadkowości, a jedynym nasyceniem jest tylko śmierć", jak mówił Witkacy. Dlatego ślubując kobiecie przed ołtarzem, mężczyzna mówi: "I nie opuszczę Cię aż do śmierci". Uważam, że dla mężczyzny śmiercią jest kobieta. Różnie śmierć wyobrażają sobie ludzie. Niektórzy widzą wypadek samochodowy, niektórzy stojącą kostuchę z kosą. W moim wyobrażeniu śmierć wygląda jak piękna kobieta. Ma twarz pięknej kobiety. Jak widzę ładną dziewczynę idącą chodnikiem, często mówię do kolegi bądź koleżanki: "Patrz! Idzie czyjaś śmierć". Wtedy słyszę pytanie: "Jak to czyjaś śmierć? ". No cóż, za chwilę jakiś facet podejdzie, "zgarnie ją", a potem uroczyście powie: "I nie opuszczę Cię aż do śmierci".

No dobrze, ale dlaczego uważa pan, że Weronika to było pana przeznaczenie?

- Bo tak musiało być. Ona z Kijowa, ja z Niewiadowa spod Tomaszowa, spotkaliśmy się w jakimś celu w Sopocie. To spotkanie wykombinował jej anioł stróż, a także i mój.

Poznaliście się przypadkowo na molo w Sopocie?

- Tak, na molo w Sopocie. Poszedłem tam poznać Weronikę.

Wszedł pan na molo i szukał pan Weroniki?

- Nie. Na molo poszedłem z Olafem Lubaszenko i kolegami z Sopotu. Jak Weronika szła, rzekłem do Olafa: "Patrz! Przychodzą dziewczyny po autografy. Żadna mi się nie podoba. Taka to nie podejdzie. Świat jest złośliwy". Koledzy z Sopotu podchwycili temat i powiedzieli: "Znamy ją", zawołali Weronikę. Podeszła. Poznaliśmy się.

O czym rozmawialiście?

- Zaprosiliśmy ją i jej koleżankę na herbatę i kawę. Wtedy byłem strasznym wrogiem kobiet, bo pierwsze nieudane małżeństwo mnie zraniło. Wspomniałem, że pierwsze co zrobiłem po rozwodzie, to wylałem wiadror pomyj na kobiety. Mówiłem, że kobiety to bezsens. Weronika w pierwszych chwilach mnie nie rozumiała. Strasznie broniła swoją płeć. Gotowa była przegryźć mi gardło. W pewnym momencie mnie zrozumiała. Rozmawialiśmy jakieś trzy godziny. Wpadliśmy sobie w oko od pierwszego wejrzenia. Od tamtego momentu nie możemy bez siebie żyć.

Żona pana jest Ukrainką. Czego nauczył się pan od niej? Co takiego odróżnia ją od Polek?

- Od Polek odróżnia ją opanowanie, spokój i nietypowy dla kobiet rozsądek. To wynika z tradycji - bycia "za mężem". Nawet jeżeli rządzić to niezauważalnie.

Jest pan aktorem bardzo popularnym. Gra pan bardzo dużo. Co zrozumiał pan poprzez aktorstwo?

- Poleciłbym aktorstwo, szkolę teatralną, nawet kursik aktorski, każdemu człowiekowi na świecie, bo to jest świetny rodzaj terapii. Można poznać siebie bliżej, swoje psychologiczne pokłady, mechanizmy, o których tak naprawdę nie mamy zielonego pojęcia. Co zrozumiałem poprzez aktorstwo? Dla mnie jest to przede wszystkim dobra zabawa, znakomita terapia. Bardzo lubię ten zawód, bo dzięki niemu czuję dystans do całego świata.

Staje się pan dystansowy do otoczenia poprzez swój zawód?

- Poprzez role, kóre gram, a przede wszystkim poprzez to, co widzę, bo aktorstwo polega na obserwacji. Wszystkie postaci stworzone przeze mnie w filmie mają swoje pierwowzory w życiu. Nie umiałbym zagrać czegoś "z czapki".

Brakuje panu wyobraźni?

- Rzeczywiście, aż tak wielkiej wyobraźni nie mam. Jako mężczyzna jestem jej bardziej pozbawiony niż kobieta. Na przykład gubię się w mieście. Mogę być 10 razy w tym samym miejscu i wciąż niewiedzieć, gdzie jestem. Wychodząc z pokoju hotelowego nie mogę trafię od razu do windy. Ona jest na lewo, a ja idę w prawo. Moja żona się nie gubi. Ona zawsze wie gdzie jest. Świadczy to o tym, że kobiety mają w sobie kompas.

Słyszałem, że zanim został pan aktorem, traktował pan aktorów trochę nawiasowo, a to za sprawą Janusza Gajosa, do którego miał pan urazę, bowiem jako chłopak poprosił go pan o autograf, a on pana po prostu ochrzanił?

- Teraz doskonale go rozumiem. Kręcili "Czterech pancernych", dostrzegłem Janka, podbiegłem i poprosiłem o autograf, a on powiedział bym odszedł. Zrobiło mi się przykro. Gdy się spotkaliśmy 20 lat później, wypomniałem mu to, a on na to: "Mogłeś powiedzieć, że to Ty".

Janusz Gajos zmobilizował pana by zdawać do szkoły teatralnej?

- Niezupełnie. Pierwszy raz byłem w teatrze mając 18 lat. Z wycieczką pojechałem do Warszawy i poszliśmy na "Bal menekinów" do Teatru Ateneum. Tak bardzo spodobał mi się spektakl, że po przedstawieniu poszedłem za kulisy i poznałem wszystkich aktorów. Pietruskiego, Pietraszaka, Jandę. Henryk Talar życzył mi bym został aktorem. Obiecałem, że będę zdawał do szkoły teatralnej. Dotrzymałem obietnicy. Proszę sobie wyobrazić, że pierwszą rolę zagrałem właśnie z Henrykiem Talarem. Dlatego też uważam, że w naszym życiu olbrzymią rolę odgrywa kosmos, że nie ma przypadków. Po coś pojechałem do tej Warszawy.

To pan kiedyś powiedział, że aktorstwo, popularność, sprzyja zdobywaniu kobiet, pomnażaniu pieniędzy i prowadzeniu ironicznego trybu życia?

= Owszem, powiedziałem, że aktorem zostaje się dla kobiet. Ale tak naprawdę aktorstwo jest zawodem jak każdy inny. Do tej profesji trzeba się nadawać, trzeba mieć talent. Jestem katolikiem i uważam, że jeżeli pan Bóg obdarował nas talentem, to nie należy go marnować, tylko pomnażać. W tym pomnażaniu oczywiście należy znaleźć radość-pasję. Wtedyjest szansa zostania artystą.

Brzmi to górnolotnie...

- Tak, bo bycie artystą to dzisiaj modne. Dziwię się, bo wielcy profesorowie, naukowcy zdobywający No-ble, pchający cywilizację do przodu, są nieco w cieniu. Aktorom niepotrzebnie nadaje się aż tak wielką rangę. Uważam za demoralizujące, jeśli aktor zarabia 20 milionów dolarów za miesiąc pracy. Z drugiej jednak strony, jeśli produkt za pomocą jego twarzy, jego talentu, sprzedaje się za 100 milionów dolarów, to te 20 procent jest normalną stawką. Dla mnie jest to paradoks. Ale cóż, żyjemy w świecie paradoksu, w świecie zwariowanym, świecie agresji i nienawiści. Ale ja odrzucam agresję i nienawiść. Nie mógłbym wyjść do widza na scenę z nienawiścią.

Lubi pan ludzi?

- Kocham ludzi. Nie mam wrogów. Mam przyjaciół inaczej, ale nie wrogów. Jeżeli ktoś mnie nie lubi, to jego sprawa.

Ależ, jest pan lubiany.

- Mam nadzieję. Staram się pracować tak, by nikogo nie urazić, nie obrazić, nikomu nie zrobić krzywdy. To co robię jest bardzo odpowiedzialne, bo patrzy mi się na rękę, na usta. Muszę uważać na to co mówię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji