Konrad w kostiumie Batmana
W rocznicę stanu wojennego Narodowy wystawił na Marszałkowskiej teatralne zwierciadło. Spektakl toczy się w cieniu wieżowców z Emilii Plater, pod salonem bingo. Główny bohater nie cierpi za miliony i nie mówi językiem Konrada, lecz Batmana. Polaków również od stanu wojennego bardziej interesują świąteczne promocje SMS-ów, różnica cen w hipermarketach, dieta.
Tadeusz Bradecki poniósł porażkę jako autor, ale obronił się jako reżyser. Jego najnowszy spektakl "Piaskownica w Piaskownicy" złożony jest z dwóch jednoaktówek: "Piaskownicy", którą sam napisał w 1980 r., oraz powstałej w 2001 r. "Piaskownicy" Michała Walczaka. Przedstawienie miało mówić o tym, jacy byli młodzi ludzie w totalitarnej rzeczywistości PRL, a jacy są po zwycięstwie bezkrwawej rewolucji "Solidarności". Niestety, pomysł reżysera wynikający w dużej mierze ze zbiegu okoliczności - zawodzi. Fakt, że będąc studentem drugiego roku reżyserii, ułożył sztuczkę "W piaskownicy" graną w "Piwnicy Pod Baranami" oraz to, że Michał Walczak, również student drugiego roku reżyserii, dwie dekady później napisał "Piaskownicę" - nie są wystarczającą gwarancją spójności spektaklu. Mimo że łączy je wspólny temat - wejście młodego mężczyzny w dorosłe życie, brak dojrzałości i skazane na klęskę relacje damsko-męskie. Przypomnienie przez Bradeckiego jego dramaturgicznego debiutu dowodzi tylko wyczucia Różewiczowskiego poczucia absurdu, ale jako pastisz "Kartoteki" tekst wart jest raczej towarzyskiej okazji, a nie premiery w Narodowym. Songi do muzyki Jana Kantego Pawluśkiewicza, w których można usłyszeć, że na scenie nie stanie się nic nowego, najwięcej mówią o formie, która przerasta wątłą treść. Wbrew zapowiedziom - z historii lądującego w piaskownicy niedojrzałego, a uzbrojonego w karabin maszynowy komandosa (Łukasz Lewandowski) - nie dowiemy się niczego o relacjach z nadopiekuńczą matką i dominującą narzeczoną. Atmosfera lat 80. jest ledwie naszkicowana w nowomowie z tamtych lat.
W spektaklu ważniejsze okazały się obserwacje nieodwracalnych zmian w kulturze, języku i obyczajowości. W jednoaktówce Walczaka natura damsko-męskich związków pokazana jest w formie zabawy w Batmana z użyciem takich rekwizytów, jak modele samochodów i plastikowe figurki actionmanów. Bawi się językiem zaczerpniętym z kreskówek i dźwiękonaśladowczymi imitacjami wybuchów, strzałów, wymiany ciosów.
Ale metafora spotkania chłopaka i dziewczyny, którzy nie wyrośli z piaskownicy - ich konfliktu o prawo do własnej przestrzeni i stylu bycia - z pozoru naiwna, całkiem serio pokazuje życiowe dramaty dorosłych ludzi. Postać Protazka brawurowo zagrał absolwent Akademii Teatralnej Wojciech Solarz, zaś Kamila Baar z wyczuciem stworzyła postać Miłki, delikatnej dziewczyny z warkoczem, w podkolanówkach i w minispódniczce. Reżyser perfekcyjnie wyreżyserował kluczową scenę, gdy dziecinna rozmowa o zniszczeniu szmacianej lalki staje się brutalną kłótnią dorosłych ludzi, w której wrażliwa niegdyś dziewczyna żegna się z chłopakiem krótkim "sp....!".
Bohater Bradeckiego, dzisiejszy czterdziestolatek, wchodził w dorosłe życie w okresie karnawału "Solidarności" i stanu wojennego, uwikłany w sieć rodzinno-społecznych zależności. Protazek z jednoaktówki Walczaka dojrzewa w wolnej Polsce, ale jest egoistą, ogranicza się do własnego mi-krokosmosu. Jego związki ze światem kończą się na nieudanej próbie porozumienia się z fascynującą go kobietą. I to jest temat, który intryguje twórców w Narodowym o wiele bardziej niż dramatyczne wydarzenia 13 grudnia 1981 r., których rocznica przypadała w sobotę. Znamienne, że również w "Pogodzie na jutro" Jerzego Stuhra męska niedojrzałość była ważniejszym problemem niż konsekwencje wynikające z decyzji generała Jaruzelskiego. To znak czasu.