Szkocki Szkotak
- Podpisaliśmy umowę z Brytyjską Agencją Artystyczną, która przez najbliższe cztery lata będzie się zajmować promocją i sprzedażą "Makbeta" na świecie z wyjątkiem Polski. Zaproszeń mamy wiele, bo Edynburg to także targi sztuki. Ale szczęśliwy dopiero będę, jeśli oferty zamienią się w umowy - mówi Paweł Szkotak, reżyser i dyrektor Teatru Biuro Podróży i Teatru Polskiego w Poznaniu, po powrocie z festiwalu w Edynburgu.
Z Pawłem Szkotakiem [na zdjęciu], o występach Teatru Biuro Podróży w Edynburgu i premierze w Londynie, rozmawia Stefan Drajewski:
Tournée Teatru Biuro Podróży po Anglii, Szkocji i Niemczech przypomina raczej trasę koncertową zespołu rockowego niż wyjazd zagraniczny teatru alternatywnego.
- To było mordercze przedsięwzięcie: 30 spektakli granych niemal dzień w dzień. Prezentowaliśmy trzy różne przedstawienia po angielsku. W Londynie zagraliśmy siedem razy "Apartheid", w Edynburgu 21 razy "Makbeta", czyli "Kim jest ten człowiek we krwi" i dwa razy "Carmen Funebre" w Bremie.
Wasz pobyt w Edynburgu opisały wszystkie najważniejsze gazety w Wielkiej Brytanii i Ameryce. BBC nakręciła i wyemitowała reportaż o waszym przedstawieniu...
- Edynburg może być albo piekłem, albo niebem. Publiczność ma do wyboru ponad dwa tysiące przedstawień. Każdy teatr walczy o widza. My sprzedaliśmy ponad 8000 biletów. Wyjąwszy drobną pomoc ze strony władz Poznania i Instytutu Polskiego w Londynie, który zadbał o promocję wszystkich polskich zespołów biorących udział w festiwalu, jechaliśmy na własne ryzyko. Przed wyjazdem z Polski musieliśmy wyłożyć swoje pieniądze. Gdybyśmy nie sprzedali tak wielu biletów, wrócilibyśmy z długami.
Jadąc z "Makbetem" do Szkocji, wieźliście drewno do lasu. Wróciliście z pakietem znakomitych recenzji, jakich nie dostaliście po premierze w 2005 roku w Polsce.
- Przedstawienie zostało bardzo dobrze przyjęte. Cieszymy się, że publiczność i krytycy odczytali to wszystko, co chcieliśmy tą inscenizacją powiedzieć. "The New York Times" zrecenzował tylko trzy przedstawienia tegorocznego festiwalu. Wśród nich było nasze. Byliśmy nominowani do nagrody najlepszego przedstawienia w nurcie Physical Theater. Niestety, nagroda powędrowała do Korei. Na osłodę przywieźliśmy tekę wycinków prasowych, ponieważ byliśmy najczęściej opisywanym w gazetach teatrem.
Teatr Biuro Podróży jest znany w Wielkiej Brytanii. To procentuje, czy za każdym razem trzeba na nowo walczyć o widza?
- Nasza obecność na rynku brytyjskim ułatwia życie. Jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu sprzedaliśmy około dwóch tysięcy biletów. "Carmen Funebre" jest w Edynburgu legendą. Baliśmy się trochę porównań. Przed naszym przyjazdem ukazały się w prasie artykuły zapowiadające. Podpisaliśmy umowę z Brytyjską Agencją Artystyczną, która przez najbliższe cztery lata będzie się zajmować promocją i sprzedażą "Makbeta" na świecie z wyjątkiem Polski. Zaproszeń mamy wiele, bo Edynburg to także targi sztuki. Ale szczęśliwy dopiero będę, jeśli oferty zamienią się w umowy.
Przed Edynburgiem daliście premierę w National Theater w Londynie.
- Ze względu na Rok Conradowski, National Theatre w Londynie zamówił u nas przedstawienie. Jako źródło inspiracji wybraliśmy "Jądro ciemności". Przedstawienie opowiada o podziale na nowych białych i nowych czarnych, o podziale spowodowanym przez pieniądze. Jedni mają wszystko, inni - nic. Na naszych oczach rodzi się nowy apartheid. Pewne symptomy tego zjawiska - na przykład osiedle zamknięte w centrum Warszawy - można zauważyć w Polsce.
Kiedy zobaczymy to przedstawienie w Polsce?
- Musimy najpierw nakręcić film z udziałem polskiego aktora i przygotować polską wersję językową. Myślę, że będzie to Malta w przyszłym roku.