Chciałam wyreżyserować komedię
- "Gąska" Kolady opowiada o życiu aktorów na prowincji. Ale tak naprawdę jest to opowieść o tym, że nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie narodzi się w człowieku artysta - mówi reżyser KARINA PIWOWARSKA przed sobotnią [18 września]premierą w Teatrze Polskim w Poznaniu.
Z Kariną Piwowarską o premierze w Teatrze Polskim rozmawia Stefan Drajewski.
Dlaczego spośród kilkudziesięciu sztuk Kolady wybrała pani właśnie Gąskę?
- Takie było zamówienie teatru, a to, że zbiegło się z moimi poszukiwaniami, to prawie cud. Chciałam wyreżyserować komedię.
Skąd taka tęsknota?
- Jako reżyserka debiutowałam w Wałbrzychu bardzo poważną sztuką współczesną. Był to Kufehek Jana Purzyckiego. Rzecz o dwóch więźniach skazanych na dożywocie. Uf. Po tym doświadczeniu chciałam wypróbować swoje siły w zupełnie innym gatunku i odpocząć. Poza tym, dawno nie widziałam dobrej komedii na scenie.
Sztuka Kolady nie jest tylko bezmyślną komedią....
- Tekst jest bardzo ryzykowny - można z tego zrobić farsę nad farsami albo Ibsena. W trakcie prób staram się znaleźć równowagę. Ten tekst się mieni i ma niebywałą amplitudę: od Czechowa po wilka i zająca. Tak więc trzeba na niego bardzo uważać.
Gąska to rzecz o teatrze, czyli środowisku, które pani zna z autopsji.
- To fakt, opowiada o życiu aktorów na prowincji. Ale tak naprawdę jest to opowieść o tym, że nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie narodzi się w człowieku artysta.
Doznała już pani uczucia narodzin artysty w sobie?
- Spektakl jest wypadkową działań wielu ludzi: reżysera, muzyka scenografa aktorów... Są momenty, kiedy każdy z nas realizatorów i wykonawców czuje, że patrzy na coś, nie jest tylko jego wkładem, ale całością, własnością wszystkich. I wtedy czuję się...
Skąd pani przyjechała?
- Z Krakowa gdzie ukończyłam reżyserię. Debiutowałam natomiast w teatrze w Wałbrzychu, w którym panuje świetna atmosferą a moja sztuka wygrała konkurs i będzie prezentowana w Teatrze Narodowym w Warszawie. Ale Poznań znam, bo przez lata pielgrzymowałam tu na Maltę.