Artykuły

Warszawa. Dziś premiera "Katynia" w reż. Andrzeja Wajdy

"Katyń" zamyka ważny rozdział twórczości wielkiego artysty, wpisuje się w cykl jego dzieł o niełatwej polskiej historii. Ale czy takie kino może trafić do współczesnego młodego widza? Czy może stać się czymś więcej niż aneksem do podręcznika?

Widziałam "Katyń" kilka dni temu i ciągle mam przed oczami ostatnią sekwencję tego filmu. Wajda pokazał sceny egzekucji chłodno, niemal reportersko. Las, zajeżdżające ciężarówki. Strzał w potylicę, osuwające się ciało. Strzał w potylicę, spychacz zrzucający do rowu skiby ziemi. I ręka wystająca spod piachu, chyboczący się, owinięty wokół palców różaniec.

Jest jeszcze w "Katyniu" kilka innych obrazów mających ów symboliczny, metafizyczny wymiar, do jakiego Wajda nas przyzwyczaił. A więc most, na którym spotykają się ciągnący z dwóch stron polscy uciekinierzy. Jedni mają za plecami Niemców, drudzy Rosjan.

Inna scena: sowiecki żołnierz zrywa z muru polską flagę, rozrywa ją na pół. Czerwony materiał zatyka z powrotem na drzewcu, z białego robi sobie onuce. I jeszcze jedna: zbliżenie twarzy Mai Komorowskiej, która dowiaduje się o śmierci męża.

Te kadry pozostaną mi w pamięci. Ale czy broni się cały film?

Panorama polskich dziejów z honorem i ojczyzną w tle

Andrzej Wajda przez ponad pół wieku wypełniał na ekranie białe plamy polskiej historii. W czasach PRL wykorzystywał każdą polityczną odwilż, żeby w "Popiele i diamencie" opowiedzieć o straconym pokoleniu AK-owców, w "Kanale" o tragedii warszawskich powstańców, w "Człowieku z marmuru" -o wielkim oszustwie komunizmu, w"Człowieku z żelaza" -o narodowym zrywie Sierpnia '80. Więc film o Katyniu musiał zrobić. To było jego rozliczenie z historią, ale również z własnymi wspomnieniami, bo jego ojciec też nie wrócił z wojny do domu.

Wajda długo szukał odpowiedniego scenariusza. Zrezygnował z wielu tekstów i pomysłów, nawet z napisanej specjalnie dla niego powieści Władysława Odojewskiego.

Nowelę Andrzeja Mularczyka przerobił i to znacznie. Chciał opowiedzieć o tragedii wymordowanych przez Rosjan oficerów, ale również o kłamstwie, jakie zafundowano potem Polakom i światu. O kobietach czekających na powrót synów, mężów, ojców. O udręczonym, obolałym narodzie, sprzedanym przez sprzymierzeńców, oszukanym przez historię. A przede wszystkim o polskiej inteligencji mordowanej konsekwentnie przez obu najeźdźców.

Ale panoramiczne spojrzenie, które miało być siłą filmu, stało się jego słabością. Bo w "Katyniu" jest Kozielsk i okupacyjny Kraków, z którego Niemcy wywożą do obozu profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, są też ludzie, którzy przeżyli wojnę i przyszło im zmierzyć się z Polską sprzedaną Stalinowi.

Niestety, w tym historycznym fresku bohaterowie stają się schematyczni i jednowymiarowi. Nie przeżywają momentów załamań, nie czuje się w nich wahania, refleksji, strachu, buntu, nawet goryczy. W wielu scenach mówią do siebie sztucznym, deklaratywnym językiem. Czekające na powrót bliskich kobiety są zbiorem wszelkich cnót. Mężczyznom trzeba by stawiać pomniki. Nie ma tu też miejsca na jakąkolwiek historyczną dyskusję. Nauczycielka usiłująca przystosować się do nowych warunków jest postacią obrzydliwą, a jedyny bohater przeżywający wewnętrzny dramat - Jerzy, grany przez Andrzeja Chyrę - nie przekonuje. Za mało o nim wiemy, żeby zrozumieć, dlaczego z jeńca Kozielska zamienił się w majora Dywizji Kościuszkowskiej, który świadczył, że zbrodnię w Katyniu popełnili Niemcy.

Romantyczne wizje kontra historia

W kinie światowym od kilku lat trwa powrót do przeszłości. Ale artyści pokazują niejednoznaczność historii. Podróżnymi szerokościami geograficznymi portretują ludzi pełnych namiętności, rozdartych. Tak ostatnio Paul Verhoeven opowiadał o holenderskim ruchu oporu, Robert De Niro o jednym z założycieli CIA, Clint Eastwood o masakrze na wyspie Iwo Jima czy nagrodzony właśnie weneckim Złotym Lwem Ang Lee o okupowanym przez Japończyków Szanghaju na początku lat 40. W ich filmach byli krwiści bohaterowie, a patriotyzm miał różne oblicza.

Dlatego przyznaję, że najnowsze dzieło Andrzeja Wajdy budzi we mnie mieszane uczucia. Szanuję reżysera za to, że, wierny swym romantycznym wizjom, próbował opowiedzieć o Polsce ludzi o pięknych twarzach i charakterach, dla których ojczyzna i honor nie były pustymi słowami. Ale jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oglądam plakat. Aneks do nowego podręcznika historii napisany - poza ostatnimi 15 minutami - językiem, jakim nowoczesne kino już się nie posługuje.

A przecież kiedyś, tworząc wielkie historyczne freski, sam Wajda szkicował na ekranie pasjonujące portrety ludzi i pokazywał meandry polskiej historii.

"Katyń" jest dla Polaków filmem ważnym. Czekaliśmy na niego długo. Może za długo?

Barbara Hollender

***

Uczniowie podpatrywali swojego mistrza

Film "Katyń - 60 dni na planie" pokaże dziś o godz. 20.20 TVP 1. To barwna, pełna emocji relacja z powstawania ostatniego obrazu Andrzeja Wajdy. Dokument zrealizowali absolwenci Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Andrzeja Wajdy - Therry Paladino, Marcin Sauter, Piotr Stasik i Maciej Cuske - tworzący grupę Paladino.

- Początkowo miałem wrażenie, że nic nie będzie z naszego filmu, bo Andrzej Wajda przychodził na plan, siadał, półsłówkami mówił coś do operatora. On go rozumiał w lot, a my ani trochę - wspomina Piotr Stasik. - Porozumiewali się za pomocą gestów, spojrzeń, tak zgrany był to zespół.

Film "Katyń - 60 dni na planie" pokazuje kulisy pracy ekipy. Opowiada o niej m.in. producent Michał Kwieciński, kostiumograf Magda Biedrzycka, aktorzy. W gigantycznym przedsięwzięciu wzięło udział 7 tysięcy statystów, przygotowano około 600 kostiumów z epoki. Maja Ostaszewska podkreśla entuzjazm, jakim na planie potrafił zarażać reżyser.

- Do tej pory jest biegającym po planie chłopcem - potwierdza jej słowa Stanisława Celińska.

- Można było podpatrzyć niesamowitą dyscyplinę Wajdy, który prawie zawsze pierwszy był gotowy do pracy - zauważa Piotr Stasik.

- Dopuszczał nas na plan bez ograniczeń. Mogliśmy śledzić każdy krok tworzenia i nawet jego prywatne rozmowy, poza planem. Kiedy wiedział, że będzie coś ciekawego, kątem oka patrzył, czy już włączamy kamerę. Trochę jakby reżyserował nasz film.

Dokumentaliści zebrali ponad 100 godzin materiału. - Pracujemy też nad drugim filmem będącym próbą portretu Andrzeja Wajdy - ujawnia Marcin Sauter.

m. p.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji