Artykuły

Jezus między reklamami. W Betlejem, czyli na dworcu

Tam, gdzie krzyżują się drogi podróżnych, gdzie spotykają się zamożni i żebracy, zabiegani i ci, którzy nigdzie się już nie spieszą - Teatr Montownia przedstawił w drugi dzień świąt historię o narodzeniu Chrystusa. Współcześni Józef i Maria wraz z Dzieciątkiem znaleźli się na warszawskim Dworcu Centralnym. Dwa spektakle obejrzała liczna widownia.

Święta rodzina z tobołkami, w drodze. Józef w dżinsach i podszytym wiatrem płaszczu, brzemienna Maria w powyciąganym szarym swetrze. Głodni i zmęczeni nie interesują nikogo, nikogo nie wzruszają. Dlaczego? Bo są święta i ludzie w gorączce uganiają się za upominkami. Piotr Cieplak, reżyser spektaklu, pokazuje, kim staliśmy się i jak niewiele rozumiemy z historii o narodzeniu Pana.

Opowieść przeniesioną z betlejemskiej stajenki w nasze realia komentuje Święty Mikołaj, fałszywy, jak cały bożonarodzeniowy blichtr. Szołmenowi, chyba specjalnie na tę okazję porwanemu z supermarketu, wtórowały komercyjne kolędy. Wpadająca w ucho banalna melodyjka i wór prezentów - tylko tyle, dla wielu, znaczą dziś święta.

Za scenę posłużyła aktorom hala główna dworca. Przystrojono ją wielkimi tekturowymi figurami wielbłąda, owieczek i osła. Były też palmy i choinka. Prezentowali je nieco surrealistyczni pomocnicy Mikołaja: górnik, góral i polski inteligent w szlacheckim kontuszu.

Przedstawienie pomyślano jako imprezę transmitowaną przez radio. Mikołaj co chwila więc ogłaszał przerwę na reklamy Dzwonili też słuchacze. "Wyzwolona" kobieta współczuła widzom: to już nie ma innych tematów niż wyciągnięty z lamusa Chrystus? Ktoś inny narzekał na panoszących się wszędzie Żydów i na Unię Europejską. Ktoś wreszcie dzwonił, bo zostawiła go żona i nie miał z kim pogadać... Po kolejnej kolędzie podano informacje: znów niespokojnie na Zachodnim Brzegu Jordanu, konflikt izraelsko-palestyński ulega eskalacji. W Polsce zaś padł świąteczny rekord - pewien łasuch pochłonął pięć metrów śledzia w oliwie z cebulką. W milczeniu przyjęła te wieści rodzina, rozpoznana i pozdrowiona tylko przez dworcowych pomywaczy. Zamiast trzech mędrców pokłon Dzieciątku złożyli: astrofizyk, komendant posterunku policji i zawiadowca.

Przedstawienie Teatru Montownia i wzrusza, i bawi. Można sobie życzyć, by takich imprez organizowano jak najwięcej. Sądząc po reakcjach kilkusetosobowej publiczności, są po prostu potrzebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji