Artykuły

Pani dyrektor

Gasną światła na widowni. Powoli, powoli rozsuwa się pąsowa kurtyna. Jest rok 1958, 18 maja. Za chwilę w Morskim Domu Kultury w Nowym Porcie - rozpocznie się "Bal w operze" - pierwszy spektakl tworzącego się Teatru Muzycznego. Na widowni nie można wcisnąć szpilki. Za kulisami czuwa reżyser Danuta Baduszkowa... - pisze Grażyna Antoniewicz w Dzienniku Bałtyckim.

- Jest wszędzie - w nastawni i u elektryków - wspomina Longina Kozikowska, która w tamtym pamiętnym przedstawieniu grała pokojówkę Hortensję. - Pomaga zmieniać dekoracje na scenie. Przybija gwoździe, jest inspicjentem, a nawet garderobianą. Warunki są spartańskie. W trzecim akcie, w kompletnych ciemnościach muszę za kulisami zmienić piękną, białą suknię balową na strój codzienny. Garderobianej z tremy trzęsą się ręce, gdy odpina te piekielne haftki, których mam tak wiele. Danuta Baduszkowa widząc, że za chwilę spóźnię się na scenę podbiega i jednym szarpnięciem wyzwala mnie z kostiumu, wciskając natychmiast w następny. Teatr Muzyczny po pierwszej premierze przenosi się do Gdyni. Dyrektorem artystycznym nowej siedziby przy ulicy Bema zostaje Danuta Baduszkowa [na zdjęciu].

Ostatni jej sierpień

- Życie Danki nie było życiem w teatrze. To było życie teatrem - wspomina profesor Andrzej Żurowski. - W całej rzeszy artystów, z którymi przyszło mi się zetknąć, niewielu spotkałem w tym stopniu co Danka, obłąkanych teatrem. W stopniu - to złe określenie - cała była w teatrze. W sierpniu ostatniego roku Danki (zmagała się z nieuleczalną chorobą) zaszedłem po coś do jej sekretariatu.

Były urlopy. Teatr niemal pusty. Nagle zza uchylonych drzwi jej gabinetu ten charakterystyczny, niski, nieco chropawy głos:

- Co jest do cholery. Właźże! - siedziała za biurkiem w swym starym fotelu.

- Nie spodziewałem się, że jesteś w teatrze, urlop...

- A gdzie miałabym być...

Właśnie gdzie... To było jej miejsce. Z wyboru. - Przeszedłem wtedy z córką, mieliśmy wtedy bodaj jechać na plażę. Nie pojechaliśmy. Na scenie pusto, żadnej próby. Więc Danka urządziła mojej Ance teatr w swym dyrektorskim gabinecie. W ruch poszły lalki i maskotki, które - prezenty z różnych stron świata - zasilały jej biblioteczne regały. Ania szalała z zachwytu. Danka reżyserowała i grała wszystkimi lalkami. Widziałem ją wtedy po raz ostatni. Jak zawsze - w teatrze. Był rok 1978.

Urlop w pracy

Danuta Baduszkowa (z domu Karolina Dostalik) przyjechała na Wybrzeże z drugim mężem Wacławem Śniadym (pierwszym dyrektorem Teatru Muzycznego). Początkowo małżonkowie wynajmują pokoje w hotelu "Wanda" w Sopocie. Potem przenoszą się do Gdyni (kolejne adresy to Świętojańska, następnie ulica Dąbroszczaków). Z krótką przerwą na Łódź.

- Mama dla dzieci nie miała czasu. Mną i bratem opiekowały się babcie - opowiada córka, Dorota Baduszek-Michalska. - Taki najbliższy kontakt nawiązałyśmy, gdy byłam już na studiach. Rzadko miała wolny dzień. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wyjeżdżała na wakacje. Chyba nigdy, bo jak była przerwa urlopowa w teatrze, to ona gdzieś tam reżyserowała. Zdarzyło się tylko raz, że wybrała się z nami na grzyby. Ach, jaka była szczęśliwa. Obiecała, że raz w roku znajdzie czas tylko dla siebie. Nie udało się jej dotrzymać słowa...

- W domu to pani dyrektor raczej nocowała, bo całe dnie i wieczory spędzała w teatrze - uśmiecha się Longina Kozikowska...

Danuta Baduszkowa prawie 30 lat mieszkała na pierwszym piętrze domu przy ulicy Dąbroszczaków 10, dzisiaj generała Maczkaw Gdyni.

- Była szalenie sympatyczna - opowiada sąsiadka z góry, Maria Zalewska. - Ogromnie zajęta, ale zawsze miała czas, aby przystanąć i zmienić kilka słów z dziećmi i sąsiadami. Pierwszy fiat, który pojawił się na naszej ulicy, to był samochód pani dyrektor, ale prowadził go jej trzeci mąż aktor Józef Korzeniowski.

Choć Danuta Baduszkowa świetnie grała w tenisa i jeździła na nartach, nigdy nie nauczyła się prowadzić auta.

- Moi synowie często wyprowadzali na spacer jej pieska, czarnego pudla, który wabił się Wojtek - opowiada pani Maria. - Dzieci widząc, że nadjeżdża samochód pani Baduszkowej biegły. Wołały: "Dzień dobry pani Danusiu". Odpowiadała, a co tam słychać? Byliśmy z pieskiem na spacerze - chwaliły się.

Zawsze je przytulała, głaskała. Częstowała cukierkami.

Złocony Ludwik

W pięknym trzypokojowym mieszkaniu królował Ludwik XIV.

- To zabawna historia. Mama reżyserowała gościnnie w operze w Poznaniu. Zaplecze teatru zawalone było meblami z różnych epok. Postanowiono je sprzedać za grosze - wspomina córka. - Wśród gratów znalazły się zdewastowane fotele i sofa - Ludwik XIV. - Bierz je, to autentyk - poradził przyjaciel mamy, scenograf Stanisław Bąkowski. W operze zrobili renowację mebli. Aby zdobyć złoto na złocenia mama pojechała reżyserować do Leningradu (zresztą otrzymała tam nagrodę dla najlepszego reżysera roku).

Danuta Baduszkowa nie nosiła złota. Uwielbiała srebro.

- W Mediolanie kupiła dwa identyczne zestawy srebrnej biżuterii z białymi agatami dla siebie, a dla mnie z zielonymi. Jeszcze uchowała się broszka - pani Dorota wyciąga ze szkatułki giętkie cudo. - Mama zawsze o mnie pamiętała, wyjeżdżając za granicę. Świetnie gotowała, tylko na tak prozaiczne zajęcia szkoda jej było czasu. Także pięknie wyszywała. Mam jeszcze obrus na dwanaście osób, który wyhaftowała czerwonymi krzyżykami. Choć ma dziury, ale z sentymentu leży schowany w szafie.

Dyrektor Baduszkowa dzień zaczynała od kawy i papierosów. Potem biegła do teatru. Gabinet miała niewielki: biureczko, regał z dokumentami, a w szufladzie papierosy i alkohol. Sekretariat też był malutki.

- Pewnego razu wchodzę do teatru, a tam aktorzy mówią: Mama jest w złym humorze, idź ją udobruchać. Powiedz, że jakiś egzamin zdałaś - uśmiecha się pani Dorota.

Bo jak się złościła, to nie na żarty.

Dyrektor Baduszkowa sama wybierała, kiedy chce świętować. Ogłaszała: Jutro mam imieniny!

- Kiedyś po premierze, aktorzy balowali w gabinecie. Tłoczno, nie ma gdzie usiąść - wspomina córka. - A tu wchodzi do gabinetu aktor Zbigniew Zemłło. Jest zdrowo na bani, więc przykucnął przy biurku, na którym leży masa telegramów. Ogląda je i mówi: O jakie ładne świnki. To nie świnki, lecz słoniki, oponuje ktoś, a właśnie że świnki - upiera się Zemłło. Wreszcie mówi: co będziemy dyskutować o świnkach, jak mamy panią dyrektor. Konsternacja, cisza - mama zaczyna się śmiać i ogłasza: Słuchaj, masz podwyżkę pięćdziesiąt złotych.

Poczucie humoru odziedziczyła po babci, która z nami mieszkała. Kiedyś, gdy mama była w Warszawie babcia odebrała telefon. Ponieważ paliła papierosy, miała niski schrypnięty głos. Ktoś pyta: Czy jest pani Baduszkowa? Nie ma. Kiedy będzie? A babcia odpowiada: pani dyrektor służbie się nie spowiada. A kto mówi? Kamerdyner... zażartowała.

Danuta Baduszkowa uwielbiała swojego wnuka, Jurka. Gdy córka przychodziła z nim do teatru, próba nie próba - zajęcia szły w kąt.

- Mama bawiła się z nim w chowanego - wspomina pani Dorota. - Wszystkie dzieci miały koniki na biegunach, a Jurek dostał puchatego psa na biegunach. Kupiła go w Warszawie i poszła z nim na obiad do restauracji. Przy stole siedziała więc dyrektor Baduszkowa, a po drugiej stronie pies na biegunach. Z całego świata przywoziła Jurkowi zabawki.

Ale najważniejszy był dla niej teatr.

- Próby z Danką bywały samym urokiem i koszmarem. Kiedyś coś wystawiamy w telewizji warszawskiej. Danka reżyserowała. Któraś tam w nocy. Jana Jarzynówna, która robiła scenografię drzemie już całkiem jawnie. Lilka Boniuszko i Andrzej Szalawski zataczają się ze zmęczenia, a Danka siedzi przy konsolecie nad stosem niedopałków i z tyrańskim spokojem zarządza kolejnego dubla. Tak, życie Danki, pierwszej damy teatru muzycznego nie było życiem w teatrze. To było życie teatrem - zapewnia Żurowski.

Miała swój styl

Danuta Baduszkowa - reżyser, dyrektorka teatru

Urodziła się 10 października 1919 roku w Stryju. Była córką Bogdana Dostalika, dyrektora browaru na Morawach i jego żony Heleny. Uczyła się gry na fortepianie u W. Głuszkiewicz we Lwowie. W 1937 roku zdała maturę i zamierzała studiować aktorstwo - ze względów rodzinnych pozostała jednak we Lwowie. W 1937-40 studiowała w Akademii Handlu Zagranicznego. Wyszła za mąż za Dettewa-Baduszka. W latach 1945-53 pracowała z zespołem teatralnym amatorów z Czechowic i Dziedzic, odnosząc sukcesy.

W 1954 roku uzyskała prawa reżysera zawodowego. Była reżyserem Teatru Muzycznego w Łodzi, kierowała Teatrem Muzycznym w Gdyni. Zorganizowała przy tym teatrze studio dla aktorów operetkowych, dające uprawnienia zawodowe. Reżyserowała w kraju i za granicą. Wyreżyserowała sto osiem przedstawień oper i operetek. Teatr Muzyczny w Gdyni za czasów jej dyrekcji miał własne oblicze artystyczne i zwany był "teatrem Baduszkowej". Doprowadziła do wybudowania dla swojej placówki jednego z najpiękniejszych powojennych gmachów teatralnych w Polsce. Współpracowała z wybitnymi muzykami i plastykami. Miała własną koncepcję nowoczesnego teatru muzycznego i konsekwentnie ją realizowała. Zmarła 15 grudnia 1978 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji