Artykuły

Rodzinny dramat zaklęty w tańcu flamenco

"Mamma Medea" w reż. Moniki Dobrowlańskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

W czasach, w których część Polaków ćwiczy co weekend przeprosty, reżyser Monika Dobrowlańska osadza bohaterów antycznej tragedii w estetyce flamenco. I okazuje się, że taniec wcale nie musi być pustą figurą.

Podczas sobotniej premiery spektaklu "Mamma Medea" w Teatrze Polskim między widownią a sceną zaiskrzyło. Podobnie zresztą jak między bohaterami sztuki o najbardziej chyba znanej dzieciobójczyni w historii literatury. Wyładowania elektryczne zauważalne na linii Medea-Jazon, Medea-Kreuza czy Jazon-Argonauci (w role Idasa i Telamona wcielił się zgrany duet: Filip Bobek i Łukasz Pawłowski) to jednak niejedyna zaleta tej realizacji. Wartka, konsekwentnie poprowadzona akcja, oszczędne operowanie scenograficznym szczegółem, trzymająca w napięciu muzyka i intrygująca scenografia, pozostawiająca sporo miejsca dla wyobraźni widza sprawiają, że nieomal dwugodzinne widowisko wydaje się za krótkie.

Sposobów na obejrzenie tej sztuki jest pewnie kilka, ja przetestowałam na sobie dwa. Można wsłuchać się w tekst Toma Lanoya, który w ustach aktorów wybrzmiewa momentami jak komentarz tragicznego chóru. Monika Dobrowlańska świadomie odchodzi w tym spektaklu od pierwowzoru stworzonego przez Eurypidesa, ale najwyraźniej z antycznej spuścizny do końca zrezygnować nie sposób. Komentarze bohaterów i ich krwawe opowieści o tym, co wydarzyło się poza sceną (to kolejne nawiązane to tradycji, według której na scenie nie było miejsca na dosłowne zobrazowanie m.in. śmierci) pozwalają twórcom uniknąć tautologii. Zamiast oglądać spotkanie ze smokiem strzegącym złotego runa śledzimy układy choreograficzne autorstwa Andreu Carandella Gottschewsky'ego. - Zanim w pracy nad ruchem pojawiło się "fla-", najpierw było "-męką" - żartował jeden z aktorów na konferencji prasowej przed spektaklem. Śladów tego mozołu na scenie nie widać. Jest za to czysto zmysłowa przyjemność: taniec staje się u Dobrowlańskiej wyrazicielem uczuć. I to jest właśnie drugi sposób percepcji, który szczególnie polecam.

Przekonała mnie w sobotni wieczór tytułowa bohaterka-czarodziejka grana przez Barbarę Prokopowicz. Bardziej jednak zaufałam jej Medei tragicznej niż komicznej. Na twarzy tej pierwszej rysuje się autentyczne cierpienie, groza podjętych decyzji. Ta druga - Medea komiczna, ślepo zakochana - niepotrzebnie ironizuje na swój temat, zupełnie jakby znała swoje przyszłe losy. Na scenie taka postawa stwarza wrażenie pośpiechu, chwilami niestety także warsztatowej nonszalancji. A przecież w drugiej części spektaklu aktorka daje dowód na to, że potrafi być porywająca.

"Mamma Medea", reżyseria Monika Dobrowlańska, Teatr Polski - Malarnia. Premiera - 13 października. Kolejne spektakle można obejrzeć jutro o godz. 18 oraz w środę i czwartek o godz. 19.30.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji