Artykuły

Przekleństwo ma mieć sens

Przemysław Wojcieszek w zrealizowanym we wrocławskim Teatrze Polskim spektaklu "Zaśnij teraz w ogniu" atakuje widza językiem pełnym wulgaryzmów. W towarzyszącym przedstawieniu programie ten zabieg tłumaczy językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego - z dr Piotrem Hubertem Lewinskim rozmawia Agata Saraczyńska z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Agata Saraczyńska: Gdybym naszą rozmowę zaczęła od: "Witam, kurwa, ale piękny dzień", to co by Pan odpowiedział?

Dr Piotr Hubert Lewiński: Że pomyliła Pani miejsce i osobę. Nie jestem odpowiednim adresatem takiego stwierdzenia.

Poczułby się Pan obrażony?

- Nie, ale byłoby to zachowanie podobne do bekania w teatrze czy kładzenia nóg na obrusie, czyli niestosowne. Mogę założyć zniszczone trampki i przybrudzone dżinsy, idąc pojeździć rowerem, ale nie powinienem zakładać ich, udając się na wykład uniwersytecki.

Dlaczego?

- Są rzeczy, które można traktować swobodnie, i takie, którym należy się szacunek. Strój, tak jak i język,jest odzwierciedleniem systemu wartości. Zgadzamy się, że używanie przekleństw w rozmowie z kumplem przy piwie jest dopuszczalne, natomiast razi w wystąpieniu publicznym. Wulgaryzmy w języku są, były i, mimo usilnych prób eliminacji, będą. Purytanie je zwalczają, liberałowie widzą w nich sposób podkreślenia własnej wolności i niezależności.

Wulgaryzmy nie są więc złamaniem poprawności językowej?

- Raczej naruszają normy społeczne i zasady dobrego wychowania. Używanie ich jest łamaniem pewnych zakazów. Dotykają przecież przede wszystkim życia seksualnego, organów płciowych, sfery załatwiania potrzeb fizjologicznych, wydzielin, a także chorób, ułomności i śmierci. Dotyczą spraw zbyt intymnych łub zbyt ostatecznych. Zgodnie z zasadmi z savoir-vivre', nadużywane powinno prowadzić do odrzucenia, wykluczenia z kręgu osób dobrze wychowanych. Ale są środowiska, w których takie zachowania i sposób mówienia są swoiście pojmowaną normą.

Czyli nie zawsze, szpetnie klnąc, rażę uszy?

- Takim dylematem się nie zajmujmy, świat nie jest czamo-biały. Ważniejsze jest raczej to, w jakim celu używa się wulgaryzmów i jaką funkcję spełniają w mowie. Są one sposobem demonstrowania emocji, mogą służyć świadomemu obrażeniu drugiej osoby lub grupy ludzi bądź ich lekceważeniu. U osób niewykształconych, mało sprawnych językowo zastępują brakujące słowa, są czymś w rodzaju jokerów słownych.

Czyli mogą być przekleństwem, zniewagą bądź przecinkiem.

- Z grubsza rzecz ujmując. Przekleństwo jako akt rytualny miało moc sprawczą, ale we współczesnym świecie jest już raczej jedynie złym nawykiem nie zmieniającym rzeczywistości. Jedynie w gwarze więziennej do dziś funkcjonują pewne słowa tabu, których wypowiadanie ma zaszkodzić adresatowi. Są to tzw. bluzgi, których magiczna moc polega na lym, że ktoś lub coś obrzucone bluzgiemstaje się nieczyste, "sfrajerowane". W normalnej sytuacji mówienie: "O Jezu!" niej est wzywaniem imienia Boga nadaremno, tylko wtrąceniem znaczeniowo obojętnym, pustym.

Kiedy użycie wulgaryzmu uznałby Pan za dopuszczalne?

- Istotą wulgaryzmuj est przełamywanie tabu. W związku z tym mogą one być uzasadnione w sytuacji skrajnie emocjonalnej - przecież rzadko krzyczymy "ojejku!", gdy spada nam wielki ciężar na stopę. Także zrozumiałe jest określenie porywającego koncertu przez rozmawiającego z rówieśnikami studenta "zajebistym", ale, moim zdaniem, rażące jest użycie w reklamie określenia "zajefajny". To znacznie bardziej wulgarne, bo publiczne. Wulgarnym jest nazwanie "pieprzeniem" stawiania pierwszych kroków w grze miłosnej Romka i Juki, choć nie dziwi nazwanie w ten sposób celu weekendowych wizyt faceta w burdelu.

A na ile uzasadnione są wulgaryzmy w teatrze? W czasie najnowszej premiery w Teatrze Polskim aktorzy rzucają mięsem na prawo i lewo.

- Jeśli sięgniemy do słownikowego znaczenia wywodzącego się z łaciny słowa "wulgaryzm", zrozumiemy, że chodzi o pospolitość, sprowadzanie do niskiego poziomu. Każde użycie przekleństwa powinno mieć jednak sens. Czasem jest jednak tylko epatowaniem wulgarnością bez konkretnego celu.

Jednym z najlepszych momentów dramatu "Zaśnij teraz w ogniu" [na zdjęciu] jest monolog Roberta, który żarliwą modlitwę "Ojcze nasz" przeplata wyrazami swego bólu, zwątpienia. Zwija się wręcz i kurczy, wyrzucając z gardła: "Ojcze nasz, kurwa, któryś Jest w niebie, ja pierdolę..." i tak dalej.

- Ten monolog ma siłę głównie dzięki grze aktorskiej. Chciała Pani zapewne zapytać, czy ranił moje uczucia? To ewidentna prowokacja, ale podobne wiele lat temu czynili dadaiści. Ten blużnierczy zabieg, jestj ednak moim zdaniem pójściem na łatwiznę. Wiadomo, że katolików zapewne urazi, ale do czego miał prowokować? W dobie działań Kozyry zestawiającej nagie kobiety zczerwonym krzyżem i półksiężycem, karykatur Mahomenta, najprościej jest mechanicznie zestawić sacrum z profanum. Tylko po co? Doczego ma prowadzić łączenie gwiazdy Dawida ze swastyką, krzyża z męskimi genitaliami - to działania prostackie. Spójrzmy na wymowę "Moralności pani Dulskiej", która przecież nadal jest wielką prowokacją. Nie ma tam wulgaryzmów, a dotyka się tabu - pokazuje hipokryzję w sposób uniwersalny.

Czyli u Wojcieszka widzi Pan tylko epatowanie?

- Raczej manifestację antypoprawności społecznej. Nie burzenie stereotypu, ale pokazanie antystereotypu. Wyjście z fałszywego założenia, że albo się jest homofilem, albo homofobem, albo alkoholikiem, albo abstynentem. A świat przecież jest zdecydowanie bardziej różnorodny, a między ekstremami jest cala skala emocji i postaw pośrednich, pozytywnych, negatywnych oraz po prostu obojętnych. Po poznaniu spektaklu na scenie wiem, że wulgaryzmy okazały się formą. Jedynie formą. Było ich za dużo, a przez to niewiele z nich wynikało.

Pamiętam z czasów studenckich kolegę, który deklarował, że nigdy nie używa tzw. brzydkich słów. Przezjego usta nie przechodziły "kurwy", ale zamiast "odpieprz się", mówił: "Liźnij pompę" - i to było prawdziwie wulgarne. Obrzydliwe.

- Czasem liczy się efekt, a tu, jak widać, cel został osiągnięty. O tym, że coś jest wulgarne, decyduje kontekst. Wojcieszek pokazuje zagubienie człowieka w świecie i meandry egzystencji, ale do rewolucji obyczajowej raczej nie prowokuje.

***

Dr Piotr Hubert Lewiński jest językoznawcą, autorem m.in. książek "Retoryka reklamy" i "Oto polska mowa". Pracuje w Zakładzie Językoznawstwa Stosowanego Instytutu Filologii Polskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji