Verne byłby szczęśliwy
Nie dość, że jego powieściami zaczytują się kolejne pokolenia, to najsłynniejsza z nich -"W80 dni dookoła świata" wciąż inspiruje artystów
Od jutra ekranizację i adaptację książki oglądać będzie można jednocześnie - w dolnośląskich kinach i w teatrze. Sceniczną wersję wyreżyserował dla Teatru Muzycznego Capitol Jerzy Bielunas. Akcję historii opisanej przez Juliusza Verne'a przeniósł w czasy współczesne. Opowieść o panu Foggu stała się w jego rękach muzycznym show o losach wnuka słynnego podróżnika.
Dla odmiany, zrealizowany przez wytwórnię Disneya film zachowuje ducha oryginału. Przynajmniej z pozoru. Mamy tu bowiem wiek XIX, więc wszystko jest, jak chciał pan Verne. Tyle że Fileas Fogg w tej wersji jest naukowcem marzycielem, dokonującym wciąż nowych odkryć. Gwiazdorska obsada daje nadzieję, że Frankowi Coraciemu udało się z tej historii wykrzesać coś więcej niż tylko poczciwe kino familijne. Rolę Fogga gra Steve Coogan, a w epizodach oglądać będziemy m.in. Arnolda Schwarzeneggera, Johna Cleese, Kathy Bates. Rolę poczciwca Passepartout zagrał tu Jackie Chan, który wyposażył swojego bohatera w doskonałą technikę wschodnich sztuk walki. Jak widać, nie będziemy się nudzić.
Wojciech Kościelniak, dyrektor Capitolu, nie obawia się, że film odbierze spektaklowi widownię. - Przeciwnie. Tak jak było w przypadku musicalu "Chicago" wystawianego w Gdyni, którego premiera zbiegła się z premierą oscarowego filmu - mówi. - Mam nadzieję, że dzięki filmowej wersji sam tytuł stanie się modny, co sprawi, że spektakl obejrzy więcej widzów. Sam, jeśli tylko czas mi pozwoli, wybiorę się do kina. Lubię filmy przygodowe.
Teatr i kino nie zamierzają wyrywać sobie widzów. Przeciwnie - bilet na sceniczne "W 80 dni dookoła świata" uprawnia do zniżki przy zakupie biletu na kinową wersję opowieści we wrocławskim Heliosie. I vice versa.