Artykuły

Everyman rozrywkowy

Nie jest to monodram, to mniej znana w Polsce forma - "One Man Show", czyli "jeden facet rozrywkowy" -mówi Emilian Kamiński, który występuje w autorskim spektaklu "W obronie jaskiniowca" według bestselleru Johna Graya - "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus"

"One Man Show" nie jest łatwą formą. Jeden aktor na scenie musi zapanować nad widownią i ją rozbawić. W takim spektaklu nie ma wątpliwości, czy widzom podobało się, czy nie. Wszystko jest czarno na białym. Śmieją się albo nie śmieją, słuchają albo nie słuchają, reagują albo nie reagują...

- Trzeba być czujnym jak zwierzę. Cały czas uważnie nasłuchiwać, czuć widownię. Aktor smaży się jak na patelni - mówi Emilian Kaminski.

Bez "podpór teatralnych"

Ale od dawna marzył o takim wyzwaniu. Do premiery "W obronie jaskiniowca" przygotowywał się ponad rok. Sięgnął po amerykańską sztukę Roba Beckera, która była hitem na Broadwayu i w Londynie.

-Rob Becker napisał ją na podstawie bestsellerowej książki "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus" Johna Graya. Widziałem spektakl w Londynie. Aktor grał fantastycznie, ale inscenizacją nie byłem zachwycony. Zrobiłem to po swojemu - u mnie na scenie nie ma tzw. podpór teatralnych, przytłaczającej scenografii. Jest aktor - czyli człowiek - i tekst... Wiele trzeba było zmienić, bo amerykańskie obyczaje bardzo się różnią, mogą być niekomunikatywne w naszej rzeczywistości - opowiada Emilian Kamiński.

Każdą kolejną wersję sztuki konfrontował z publicznością. Najpierw w restauracji Buffo odbywały się próby czytane, potem już w teatrze spektakle przedpremierowe z publicznością. Sprawdzał, jak widzowie reagują, gdzie przyspieszyć, gdzie zwolnić... - Do tej pory reagowali wspaniale - mówi.

Niebezpieczne oko do widowni

Bohaterem "W obronie jaskiniowca" jest współczesny everyman. - Facet, który pracuje w biurze, ma żonę, dzieci, mieszka w bloku albo w niedużym domku. Nie ma imienia - żona Irena mówi do niego "Misiaczku". On do żony zwraca się "Dziubdziuś", "Myszka", "Irenka", "Irunia". To jest ich życie... - opowiada Emilian Kamiński.

Czy w takim spektaklu aktor powinien od czasu do czasu puszczać oko do widowni?

- Oko do widowni jest niebezpieczne - mówi Emilian Kaminski. - Nikogo nie da się uwieść na siłę, publiczność jest bezwzględna, widzowie zapłacili za bilet i oczekują profesjonalnego grania. I mają rację. To nie może być zbiór estradowych żarcików. To komedia z przesłaniem... Po jednym ze spektakli pewien mężczyzna zwierzył mi się, że dzięki niemu pogodził się z żoną. Kiedyś przyszła do mnie młoda dama: "Dziękuję panu za wspaniałą zabawę, ale też za to, że po tym spektaklu zrozumiałam, iż mężczyzna, z którym mieszkam, jest dla mnie nieodpowiedni. Rozstaję się z nim. Panie Emilianie, jestem wolna" - wyznała szczęśliwa.

Zaś moja koleżanka opowiadała mi, że nie mogła się skupić na spektaklu, bo na widowni miała drugie przedstawienie. Przyszedł mężczyzna - duży, gruby z małą chudą żoną i co chwilę jedno drugiemu przykładało: "a widzisz, to tak jak ty", "spójrz na niego, a zobaczysz siebie"... Różnica płci między nami jest kolosalna. Wynika z tego wiele konfliktów. Gdybyśmy to sobie wcześniej uświadomili, być może nie byłoby tylu rozwodów, małżeństwa byłyby zawierane troszkę mądrzej.

Emilian Kamiński nie ukrywa, że tak żywe reakcje widzów sprawiają mu przyjemność: - Często też ktoś z widowni się odezwie i nie mogę tego zlekceważyć, staram się odpowiedzieć na pytanie, zareagować na słowa moich widzów. Lubię publiczność, która chce ze mną rozmawiać. Sam ją zresztą do tego prowokuję.

Opieka artystyczna - Janusz Józefowicz, współpraca literacka - Dorota Kamińska, Mariusz Arno-Jaworowski, producent - Małgorzata Grabowska. Premiera odbędzie się w niedzielę o godz. 19 w teatrze Studio Buffo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji