Artykuły

Zbyt sztucznie na scenie

"Gruba świnia" w reż. Bogdana Toszy w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Dorota Wodecka-Lasota w Gazecie Wyborczej - Opole.

Nic nie poradzę - "Gruba świnia", czyli najnowsza premiera w teatrze dramatycznym, nie podobała mi się.

Tom (Leszek Malec) spotyka Helen (Elżbieta Piwek). Ona jest w rozmiarze większym niż XL, on wyznaje kult zdrowego odżywiania. Ona jest bibliotekarką (czyli w zalewającej nas terminologii - menedżerem produktów poligraficznych), on pracuje z laptopem, ma kontakty z klientami i jest kimś liczącym się w swojej w firmie.

Helen przede wszystkim obcuje z filmami i literaturą (by być bliżej życia, przeczytała wszystkie biografie), a Tom ma kilku znajomych, z których zdaniem się liczy. To firmowy plotkarz, płytki i prymitywny Carter (Krzysztof Wrona) i sztuczna, wychudzona Jeannie (Aleksandra Cwen). Tom jest z Helen szczęśliwy, ale ukrywa swój romans przed wścibskimi znajomymi. Wstydzi się, że jego kobieta jest gruba. I choć powtarza, że wygląd nic nie znaczy, to jednak nie potrafi uwierzyć w to, co mówi, i w to, co czuje. Odejdzie od niej, bo nie jest w stanie udźwignąć presji otoczenia, które nie akceptuje grubasów, starych, pedałów i kalek.

Nie jest to spektakl o odtrąceniu nieakceptowanych, ale o tych, którzy nie potrafią opowiedzieć się np. za miłością i podążają za masą, żądni przede wszystkim jej akceptacji, a tym samym świętego spokoju. Bo masa może zniszczyć, zatruć życie i mimo świadomości że masa to szambo, najlepiej się na niej położyć i dbać tylko o to, by móc oddychać.

***

Martwiłam się, że mnie ta sztuka w ogóle nie ruszyła. Że przez pierwszych kilkadziesiąt minut wręcz skatowała mnie sztuczność bohaterów, dialogów i sytuacji.

Poczułam przełom, kiedy Carter wspomniał swoją grubą matkę. To, co mówił i jak mówił, mogło być prawdziwe. I kiedy Jeannie dociekała, dlaczego Tom wybrał nie ją, a "grubą świnię". Bo raniła go słowem z taką premedytacją, jak czynią to palące za sobą mosty odtrącone kobiety.

Ale te dwie sceny to za mało, bym uznała, że ten spektakl mi się podobał. Nie przekonał mnie ani tekst, ani reżyser. Bo wszystko było w tej sztuce takie po wierzchu - słowa, słowa, słowa, za którymi nie czułam emocji. Nie oddawały ich przekleństwa (nie jestem purystką językową!), miotanie się aktorów po scenie czy bezradne rozkładanie ramion. Może autor chciał ukazać ludzką powierzchowność? Pęd ku fizycznej atrakcyjności? Opisać niewolników ludzkich ocen? Może chciał, ale mnie w tym przedstawieniu nie przekonał.

Dodam, że nawet się zirytowałam. Bo nie pojmowałam, dlaczego reżyser kazał Leszkowi Malcowi przebierać się na scenie - a to do kolacji, a to do łóżka, a to do pracy. Nie widziałam dla tego żadnego uzasadnienia i zachodzę w głowę, dlaczego aktor nie mógł zniknąć za kulisami, podczas gdy przebrani za kelnerów statyści zmieniali na scenie szczegóły scenografii.

Ale dobrze, dajmy już spokój, niech będzie, że się nie znam. Dlatego tym bardziej muszą się Państwo sami przekonać, czy was "Gruba świnia" dotknie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji