Artykuły

Wszyscy jesteśmy wariatami i chcemy kochać

"Zwyczajne szaleństwa" w reż. Elżbiety Czaplińskiej-Mrozek w PWST we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Bohaterowie "Zwyczajnych szaleństw" na scenie PWST to nie szaleńcy. Są zwyczajni jak otaczająca ich rzeczywistość. Jedynym sposobem na ucieczkę jest wejście w świat niekonwencjonalnych zachowań i wariackich pomysłów.

Piotr chce, by wróciła do niego ukochana. Obcina jej włosy, gotuje je w mleku, pali, a prochy rozrzuca w miejscu pierwszego spotkania. Jego matka maniakalnie oddaje krew, by pomóc ofiarom wojen na całym świecie. Ojciec, który w czasach komunistycznych był lektorem kronik filmowych, całe dnie spędza na obserwacji baniek w butelkach piwa. Mucha, nadpobudliwy przyjaciel Piotra, raz jest szaleńczo zakochany, raz udaje obojętnego na kobiece wdzięki. Wśród znajomych słynie z inwencji w samodzielnym zaspokajaniu swoich potrzeb seksualnych. Są jeszcze sąsiedzi: Alicja i Jerzy. On jest muzykiem, którego melodie rozbrzmiewają w większości czeskich wind, lecz nie dostaje za nie tantiem. Na znak pogardy Jerzy opryskuje własnym moczem z syfonu salę sądową, gdzie dochodzi swoich praw. Alicja, z pozoru normalna, by mieć orgazm, oprócz kochanka potrzebuje jeszcze obserwatora aktu. Wszystkich łączy coś bardzo prostego: tęsknota za miłością, szczęściem rodzinnym. Szukają przebaczenia i wolności.

Studenci czwartego roku wrocławskiej PWST w dwugodzinnym spektaklu świetnie oddają ducha opowieści Zelenki. Jest ona historią drobnych dziwactw, które w momentach kryzysowych mogą przerodzić się w wariactwa. Jednak są to wariactwa zwyczajne, powodowane strachem przed rzeczywistością, która nas przerasta.

Do przerwy oglądamy dość płytką, bardzo zabawną historię nieszczęśliwej miłości. Nieliczne refleksje dotyczące życia brzmią tu sztucznie i nieco nie na miejscu. Gdy drugi raz wchodzimy na salę, widzimy odmienionych bohaterów: są bardziej świadomi siebie, zaczynają tłumaczyć swoje dziwactwa. Podsumowaniem jest świetna scena finałowa, w której w spokojnym rytmie sekwencji tai chi każdy z bohaterów spokojnie mówi o tym, co jest dla niego najważniejsze lub czego boi się najbardziej. Tworzą dość osobliwy, a równocześnie prawdziwy obraz frustracji i problemów współczesnego człowieka. Mimo drobnych niedociągnięć młodzi aktorzy stworzyli przekonujące kreacje. Jakub Firewicz był świetny w roli Piotra, na szczególną uwagę zasługują też Agnieszka Okońska i Andrzej Kłak, którzy wcielili się w role jego rodziców.

Najlepsze okazały się proste rozwiązania: nieskomplikowana, funkcjonalna scenografia, sugestywna gra świateł podkreśliły dwie najważniejsze warstwy spektaklu - tekst i ruch sceniczny (tu wyróżniał się Jędrzej Taranek). Wszystko to złożyło się na spójną, choć nieco za długą całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji