Wolę Sandora niż Radka
Świetny głos, zespół złożony z profesjonalnych muzyków, wdzięk, urok, a iskry brak. Nowa płyta Janusza Radka nie wywołuje zbytnich emocji - pisze Agnieszka Kozik w Gazecie Wyborczej - Kraków.
To pierwszy w dorobku krakowskiego artysty autorski album. Słynny Sandor Vessanyi ze spektaklu Łukasza Czuja "Królowa Nocy" sam tym razem napisał słowa większości piosenek, składających się na "Dziękuję za miłość" i sam wymyślił do nich muzykę. Swoje teksty poprzeplatał wierszami Haliny Poświatowskiej. Na etapie produkcji do tego zacnego grona dołączył - także jako aranżer i muzyk - Mateusz Pospieszalski, a wraz z nim m.in. Antoni "Ziut" Gralak (tuba w utworze "Dobro") oraz perkusista zespołu Voo Voo - Piotr "Stopa" Żyżelewicz.
Taki skład to wróżba dobrego albumu zarówno od strony muzycznej, jak i wokalnej. I poniekąd "podziękowanie" Janusza Radka - dedykowane żonie Beacie i córce Zuzi - jest takim albumem. A jednak nie porywa, nie przykuwa uwagi, nie budzi emocji, nie przekazuje ogromu i siły uczuć, o których mówią słowa zawartych na krążku piosenek. Mężczyzna śpiewający o różnych etapach i odmianach miłości, o chwilach uniesień i pustki, zdaje się być nieporównywalnie dalszy Januszowi Radkowi, niż wymyślone postacie, w jakie wcielał się do tej pory. Śpiewa wciąż cudnie, bez trudu wygina i gimnastykuje głos do potrzeb muzyki. Nie przekonuje jednak - przynajmniej wyżej podpisanej - że naprawdę kocha.
Może przeszkadzają mu w tym zbytnio nasycone elektroniką aranżacje, na co wskazywać mogłaby niewątpliwa uroda klasycznej w brzmieniu piosenki "Kiedy umrę Kochanie" do słów Haliny Poświatowskiej. Niezbyt dobrze temu muzycznemu wyznaniu robią też teksty Janusza Radka, które - np. w refrenie utworu "Malowany chłopak": "powiedz mi czy dzisiaj jestem tym / tym wymarzonym twym czy kiedyś byłem nim" - brzmią jak nieco ambitniejsze disco polo.
Nie można powiedzieć, że pieniądze wydane na album "Dziękuję za miłość" są stracone. W zamian za nie dostaniecie dawkę profesjonalnie wykonanej muzyki i garść wokalnych popisów. Osobiście jednak przeznaczyłabym je na trzymający w napięciu, nostalgiczny i śmieszny na przemian spektakl "Królowa Nocy". Bo targany skrajnymi uczuciami Sandor Vessanyi jest dla mnie o wiele bardziej przekonujący i prawdziwy, niż Janusz Radek.
Janusz Radek, "Dziękuję za miłość", Universal Music Group