Artykuły

Szansa i wygrana

"Czarownice z Salem" w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Rolą w "Czarownicach z Salem" Tomasz Sapryk, dotąd specjalista od grania wioskowych głupków, otwiera sobie drogę do pierwszej ligi polskich aktorów.

Premiera sygnowana przez nową dyrekcję w Powszechnym nie jest kompletną klapą, ale też daleko jej do miana sukcesu, jakim dobrze by było Janowi Buchwaldowi zacząć.

Tylko koloratka

Pracując nad "Czarownicami z Salem", Izabella Cywińska otwarcie przyznawała, że sięgnęła po tę sztukę, bo wyraża jej niepokój rządami PiS.

- Nie jesteśmy daleko od tego, aby to, o czym pisał Miller, nie działo się znowu - mówiła reżyserka. - W ciągu ostatnich dwóch lat wykształcił się u nas podział na tych, którzy mają rację i tych, którzy jej nie mają.

Na szczęście w spektaklu nie ma natrętnego walenia w odstrzelone już kacze kupry i daleki jest on od politycznej dosłowności. Na nieszczęście - jest do połowy nudne, grane w histerycznej tonacji i wypełnione płaskimi, nieciekawymi postaciami. Najbardziej uderza pomysł na pastora Hale'a, który w ujęciu Krzysztofa Stroińskiego jest nonszalancki, porywczy, obcesowy i w niczym nie przypomina osoby duchownej.

- To celne odczytanie - przyznaje Cywińska - Pod wpływem procesu w Salem załamuje się w Hale'em wiara i staje się on, mimo koloratki, prywatną osobą. Takim przewodnikiem widza przez całą tę historię.

Stroiński, mając przed sobą tak trudne, jak podkreśla reżyserka, zadanie, chyba jednak zbyt wcześnie swobodnym zachowaniem sygnalizuje to mające nastąpić "przejście".

Skała i papier

Spektakl zaczyna się tak naprawdę w drugim akcie, gdy pojawia się Zbigniew Zapasiewicz jako sędzia, który posyła na stryczek kolejnych mieszkańców Salem. Powiedzieć jednak, że Zapasiewicz był w tej czy innej roli dobry, to jak stwierdzić, że mamy grudzień. Wchodzi na scenę i po prostu stawia na nogi to, co do tej pory leżało, a człowiek odczuwa bezbrzeżną wdzięczność, że jeszcze mu się chce.

Z podziwem zaś patrzy się na Tomasza Sapryka, który dostał od Izabelli Cywińskiej dużą szansę na zmianę wizerunku i doskonale ją wykorzystał. Ten utalentowany, a niedoceniany aktor, zwykle obsadzany w rolach drugoplanowych prostaczków, tym razem gra głównego bohatera - szlachetnego Proctora sprzeciwiającego się bezprawiu jakie ogarnęło miasteczko. Sapryk stworzył bardzo męską rolę, tym wyrazistszą, że odcinającą się na tle innych rozkrzyczanych, miotających się po scenie postaci. Wyniosły, ukrywający napięcie pod pozornym spokojem, jest jak skała, o którą rozbijają się jego, przynoszący do Salem zło, przeciwnicy. Choć to on popełnił grzech, z powodu którego na miasteczko spadło nieszczęście. Ta niejednoznaczna postać to wielka wygrana Sapryka, który jest w tym spektaklu godnym partnerem Zapasiewicza. I jedynym.

- Bałam się, żeby ta postać nie była sentymentalna i papierowa - mówi Cywińska. - Ale w Sapryku jest prostota i szlachetność, które znakomicie się tu sprawdziły.

Symbol nowego?

W "Czarownicach..." widzowie usadzeni są także na bokach sceny. Na końcu dochodzi więc do dość komicznej sytuacji - kłaniający się "scenicznej" publiczności aktorzy zostali ustawieni tak, że gremialnie wypinają się na widownię. Oby gest ten nie stał się znakiem Powszechnego pod nową dyrekcją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji