Artykuły

Mało przekonująca inscenizacja Verdiego

"Rigoletto" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Artur Bielecki w Dzienniku.

Nie sposób Operze Wrocławskiej odmówić pracowitości: po niedawnym dramacie muzycznym "Borys Godunow" w ostatni weekend przed świętami wystawiła "Rigoletta", jedno z najpopularniejszych dzieł Giuseppe Verdiego. Na taką operę widz wybiera się spragniony melodyjnych arii i czytelnej oprawy scenicznej.

Wrocławska premiera połowicznie spełniła te oczekiwania. Jej najmocniejszą stroną była para głównych bohaterów: fantastycznie śpiewający Andrzej Dobber (Rigoletto) i Aleksandra Kurzak (Gilda). Tych dwoje artystów królowało na scenie, pozostawiając w cieniu całą resztę spektaklu. Andrzej Dobber od pierwszej do ostatniej nuty udowadniał, że jest jednym z czołowych współczesnych barytonów na świecie. Wielka siła dramatyczna, blask i potęga brzmienia w połączeniu z wyjątkową szlachetnością barwy jego głosu były naprawdę godne tragizmu "Rigoletta" i tradycji włoskiego bel canto.

Wspaniale zaprezentowała się także Aleksandra Kurzak (sopran), z pochodzenia wrocławianka, młoda gwiazda wielu światowych scen operowych. Jej Gilda była właśnie taka, jaka być powinna - uosabiała młodość, wdzięk, niewinność. Jej głos zachwycał świeżością doskonałym wyrównaniem barwy we wszystkich rejestrach, lekkością i precyzją popisowych koloratur.

Para tych bohaterów niemal hipnotyzowała widownię. Gregory Turay, gościnnie występujący amerykański tenor w roli księcia Mantui, po części rozczarował. Mimo pięknej barwy głosu jego kreacji brakowało blasku i dramatycznej werwy. Towarzyszący w pozostałych rolach polscy śpiewacy wypadli pozytywnie, w tym uczestnicząca w słynnym kwartecie Anna Bernacka oraz wyrazisty w tym spektaklu Sparafucile - Damian Konieczek.

Przedstawienie wyreżyserował ceniony polski realizator operowy Michał Znaniecki, który był też autorem scenografii. Słysząc o jego sukcesach, m.in. w słynnej mediolańskiej La Scali, można było jednak oczekiwać czegoś więcej. Tymczasem spektakl w ujęciu Znanieckiego sprawiał wrażenie nie do końca przemyślanego połączenia krzykliwej i dusznej, mrocznej scenografii, elementów kiczu i mało subtelnie narzucającej się symboliki (wieża z kratami, w której Rigoletto więzi ukochaną córkę) z dochodzącym raz po raz do głosu realizmem. Ta kolejna pośród modnych ostatnio prób "unowocześniania" klasyki zatraca niestety głębię i szlachetność stylu Verdiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji