Myśli ciągle zabawne
Był nietuzinkowym pedagogiem, nauczycielem, znawcą teatru lalkowego, tłumaczem (przełożył m.in. "Księcia Homburgu" von Kleista), ale na trwałe w dziejach kultury polskiej zapisał się jako autor fraszek. W "Karierze pisarza" stwierdził: "Gdy zacząłem pisać bzdury,/ wszedłem do literatury" - o "Piórkach prawie wszystkich" Jana Sztaudyngera, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Literackiego, pisze Krzysztof Masłoń w Rzeczpospolitej.
Fraszki Jana Sztaudyngera [na zdjęciu]. Obszerny tom "Piórka prawie wszystkie" zawiera niemal cały dorobek fraszkopisarski autora wraz z tekstami niedrukowanymi dotąd w książkach
W sumie jest tu 2159 utworów drugiego, obok Stanisława Jerzego Leca, mistrza najkrótszej, najzwięźlejszej formy literackiej - wierszowanej aforystyki. Swoje fraszki zmarły w 1970 r. poeta nazywał rozmaicie: kroplami lirycznymi, półsłówkami, łatkami, wiórkami, szumowinami, supełkami, śmiesznotami, wreszcie najtrafniej - piórkami.
Ma rację autor posłowia Tadeusz Nyczek, pisząc, że "piórka" te niemal "unosiły się w powietrzu, mieniły wszelkimi barwami słów, bawiły paradoksami, grą znaczeń i przeinaczeń". Czym innym zresztą była twórczość Sztaudyngera, jeśli nie: "Łapaniem tęczy -/ Do sieci pajęczej". Urodzony w 1904 r. poeta zaczął swą literacką drogę od "Marsza żałobnego ku czci Chopina", który opublikował jako 20-latek w "Gońcu Krakowskim". O mieście swego urodzenia - a jak miało się okazać, także wiecznego spoczynku - pisał z miłością, ale i - bywało - zjadliwie, tak np. "Cóż to by była za dziura,/ Gdyby nie architektura".
Ten krakowianin przez większość życia mieszkał gdzie indziej: w Poznaniu, Szklarskiej Porębie, Łodzi, Zakopanem. Wszędzie tam miał oczy szeroko otwarte, a potem powstawał taki np. "Alarm dla miasta Łodzi": "Kraków sypie sobie kopce, jakby gór miał mało,/ W Łodzi piękno Rudzkiej Góry ludziom spać nie dało./ Piasek biorą, znoszą górę, co się wzniosła dumnie,/ Wkrótce cała górka zniknie, a zostaną - durnie".
W Zakopanem, gdzie osiadł w 1955 roku, na górali patrzył bez złudzeń: "Z góralem sprawa jest krótka,/ On koniem jeździ, nim wódka". Ale też pięknie prosił: "A kiedy wreszcie minę,/ Mówcie, żem był góralem i krakowianinem".
Był nietuzinkowym pedagogiem, nauczycielem, znawcą teatru lalkowego, tłumaczem (przełożył m.in. "Księcia Homburgu" von Kleista), ale na trwałe w dziejach kultury polskiej zapisał się jako autor fraszek. W "Karierze pisarza" stwierdził: "Gdy zacząłem pisać bzdury,/ wszedłem do literatury".
Najbardziej znane są jego fraszki erotyczne, często frywolne, czasem może nadto frywolne, libertyńskie, jakby wprost z ducha oświeceniowego. Ale nigdy nieprzekraczające granicy wulgarności.
Cytować je można bez końca: "Reduta" - "Wstąpiłem na ciało!/ Samo tego chciało...". "Ja i Amor" - "Kiedy przechodzi ładna dziewczyna,/ Zaraz mi Amor łuk napina", "Na piękne nóżki" - "Para ud/ Godna ód".
Z upływem lat stawał się bardziej krytyczny wobec don Juanów, ironiczny, często autoironiczny. Starszych panów upominał: "Dziadku!/ Statku/ Na ostatku!", przestrzegając, że zdarzyć się im może i taka "Miła siurpryza": "Mała mi się spodobała,/ Marzę już o jej upadku,/ A wtem ona cmok mnie w rękę:/ - Bardzoście przyjemni, dziadku".
Satyry politycznej w zasadzie unikał, ale pojawiały się u niego "piórka", powiedziałbym, obywatelskie. W takiej np. "Skardze na monopol spirytusowy" pytał: "Czemu ta Polska/ Taka monopolska?", a w pozbawionym tytułu, jakże wciąż aktualnym "piórku" konstatował: "Polska A Polsce B/ Każe się całować w D".
"Piórka..." koniecznie czytać trzeba detalicznie, nie hurtowo. Smakować je, broń Boże, pochłaniać jedną za drugą. Wymagają delikatności i ostrożnego obchodzenia się z nimi. Jak z alkoholem. "Miły czytelniku - radził Sztaudynger - upraszam cię wielce,/ Nie pij fraszek haustem - sącz je po kropelce".