On i Ona w Nowym Jorku
"George & Ira Gershwin" w reż. Jana Szurmieja w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Andrzej Piątek w Gazecie Codziennej Nowiny.
W spektaklu Jana Szurmieja "George & Ira Gershwin" świetne piosenki obu słynnych braci mogłyby układać się w bardziej frapującą historię miłosną.
Chociaż całość już na samym wstępie zaciekawia, bo dzieje się na tle wspaniałego mostu Brooklyńskiego i rozświetlonego nocą Nowego Jorku, w kostiumach z czasów świetności słynnego gangstera Al Capone! Amerykanie pili wtedy zakazaną whisky i nie bacząc na strzelaninę pod oknami i afery kończone samobójstwami swingowali na parkietach. Smokingi i wymyślne toalety obowiązywały także tych, których nie było stać na przeżycie kolejnego dnia.
Stworzeni do bluesa
Anna Sroka, która w spektaklu "George & Ira Gershwin" gra wyśnioną muzę Georga Gershwina jest świetna zarówno gdy improwizuje bluesa, jako trzpiotka marząca o scenie, szansonistka, rozmarzona dama, kociak rozpalający zmysły facetów. A wszystko to robi na niby, dając widzom jasno do zrozumienia, że przede wszystkim jest sobą! Gdy uroczo parodiuje Barbarę Streisand (z uderzającym podobieństwem mimicznym!) i ze swoim partnerem Januszem Krucińskim oboje śpiewają "Just Another Rumba" widzowie maja ochotę tańczyć z nimi.
Janusz Kruciński, artystą o głosie stworzonym do bluesa, w brawurowych szarżach w "It Ain't Necessarily So" i "Just Another Rumba", a także milczącej asyście w "But not For Me" daje popis znakomitej wokalistyki i aktorstwa bardziej na pograniczu kabaretu niż zwykłej rozrywki.
Fragmenty zdarzeń
Jan Szurmiej i Andrzej Ozga, autor przekładów tekstów piosenek Iry Gershwina, które w zmysłowej aranżacji Marcina Partyki pochodzą z różnych musicali oraz opery "Porgy and Bess", chcieli stworzyć miłosną historię trwającą od wzajemnego zauroczenia, przez euforię i poznawanie się zakochanych, po ich burzliwe kłótnie, zdrady i powroty do siebie.
Udały im się jednak bardziej scenki z życia tej pary, niż całościowy, klimatyczny spektakl, jak to było w przypadku "Piaf". Oglądamy fragmenty zdarzeń, którym trochę brakuje płynności między sobą i narracji spinającej je w całość. Słuchamy świetnej muzyki i piosenek, w mniejszym stopniu jest to miłosna opowieść z życia.
Miłość do muzy
Nie wiadomo również dlaczego tytuł spektaklu brzmi "George & Ira Gershwin" skoro nie jest to sceniczna historia relacji między obu słynnymi braćmi, ale opowiedziane piosenkami dzieje miłości jednego z nich z wyśnioną muzą.
Mimo jednak tych "ale" i tak powstał spektakl wymarzony na wieczory zimowe, które udają wiosenne.