Artykuły

Ukochany brat z Waffen SS

"Przed odejściem w stan spoczynku" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Recenzja Jacka Cieślaka w Rzeczpospolitej.

Spektakl "Przed odejściem w stan spoczynku" Thomasa Bernhardta w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego nie jest w pełni udany, przestrzega jednak przed próbami przedstawiania ludzkiego oblicza Hitlera, jak to się dzieje choćby w nowej niemieckiej superprodukcji "Upadek". Daje też wyobrażenie, co mogło się dziać w niemieckich rodzinach, które usprawiedliwiają wojennych zbrodniarzy.

Thomas Bernhardt przypomina, że w niektórych niemieckich i austriackich domach wciąż żyją upiory narodowego socjalizmu. Obchody urodzin Himmlera kilkadziesiąt lat po wojnie, co jest kanwą gdańskiego spektaklu, wcale nie muszą być literacką fikcją.

Niestety, Grzegorz Wiśniewski popełnił w pierwszym akcie dwa kardynalne błędy. Nie potrafił w wiarygodny sposób wyreżyserować dialogu między siostrami - sparaliżowaną podczas amerykańskiego nalotu Klarą (Dorota Kolak) i zakłamaną do cna Werą (Milena Lisiecka). Wspominają esesmańską przeszłość brata Rudolfa, który ukrywał się po wojnie przed prokuraturą, a teraz jest prezesem sądu - i rozmawiają tak, jakby nie widziały się od lat. A przecież żyją pod jednym dachem.

Przede wszystkim jednak reżyser nie poradził sobie z konwencją dramatu opisaną w podtytule jako "komedia o duszy niemieckiej". Bernhardt otworzył puszkę Pandory, sportretował niemiecką drobnomieszczańską rodzinę ze wszystkimi możliwymi patologiami - nie tylko wiernością ideom narodowego socjalizmu, ale i pedofilią (Wera wykorzystuje seksualnie głuchoniemą służącą) oraz kazirodztwem (sypia z bratem). Intencję dramaturga dobrze uchwyciła metaforyczna scenografia Macieja Chojnackiego w drugim akcie, gdy spektakl rozgrywa się na dnie puszki z uniesionym wieczkiem. Jest w niej bliska autorowi groteskowa synteza i skrót. Wiśniewskiemu właściwego tonu znaleźć się nie udało i spektakl zaczyna grzeszyć naiwnością. Dopiero wraz z pojawieniem się Rudolfa (Ryszard Jasiński) trafia we właściwą konwencję, bliską dramatom Witkacego. A tylko z dystansem można podawać ze sceny "mądrości" ojca, który wbił dzieciom do głowy stereotypy o Żydach i Polakach.

Scena kolacji z Rudolfem ubranym w mundur esesmana wywołuje szok. Pozwala zrozumieć skrywaną przez lata antyamerykańską fobię, bo prawdziwi Niemcy nigdy nie wybaczą Amerykanom "terrorystycznych nalotów, w których zginęło kilka milionów cywili". Są też polskie motywy: wuj zabity przez bandytów w leśnej zasadzce pod Łodzią i Auschwitz z komorami gazowymi, gdzie zamordowano 2,5 mln ludzi. Rudolf musiał się upijać szampanem, by posłać do gazu kolejny transport. Ale nie ma sobie nic do zarzucenia. Wymachując bronią, grozi, że mógłby nas wszystkich kropnąć. Wrzeszczy jak Hitler, że już niebawem przyjdzie dzień, kiedy prawdziwe Niemcy pokażą swoje oblicze. Dlatego trudno czarny mundur SS i swastykę traktować wyłącznie jak rekwizyty przeszłości.

Spektakl Wiśniewskiego uderza jednak nie tylko w Niemców. Demaskuje fałszywie rozumianą tolerancję wobec wszystkich reżimów. W ilu polskich domach można usłyszeć peany o zdobyczach komunizmu, a nie pamięta się o ofiarach politycznych mordów władzy ludowej? Ilu Rosjan wielbi Stalina, ilu Chilijczyków - Pinocheta? Tak jak bohaterowie Bernhardta chcą żyć mitem, wspomnieniem młodości albo pamięcią straconych przywilejów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji