Studium rosyjskiej duszy
Premiera "Anny Kareniny" w Gliwickim Teatrze Muzycznym odbędzie się 20 kwietnia.
Carska Rosja II połowy XIX wieku, środowisko wyższych sfer. A do tego miłość, namiętność, zdrada, a wreszcie śmierć - jak świat światem trudno o aktualniejsze i stale dotykające człowieka sprawy. Jedna z najpiękniejszych i najbardziej poruszających powieści w historii światowej literatury - "Anna Karenina" Lwa Tołstoja zostanie wystawiona na deskach Gliwickiego Teatru Muzycznego już w najbliższy piątek. Jak zmierzą się z tym wyzwaniem realizatorzy i artyści w Gliwicach? Jaka będzie ich "Anna Karenina"?
- Z pewnością pełna falujących emocji, które - mam nadzieję - porwą widzów, pozwolą przeżyć w pełni tę niezwykłą historię - mówi Krzysztof Korwin Piotrowski, kierownik artystyczny GTM, który jest autorem muzycznej adaptacji dzieła Tołstoja. -1 odczuć tę szczególną właściwość rosyjskiej duszy: jak kocha, jak cierpi - to zawsze maksymalnie, całą sobą.
Różnorodność scen i akcji wymaga także technicznej maestrii: przewidziano około 50 zmian między innymi ustawień świateł, dekoracji.
Muzykę do spektaklu napisał Andrzej Zarycki, kompozytor związany z krakowską "Piwnicą pod Baranami". Reżyserię spektaklu powierzono również krakowianinowi, Józefowi Opalskiemu, znany na Śląsku m.in. jako autor chorzowskiej inscenizacji "Człowieka z La Manchy". Choreografię przygotuje Jacek Badurek, współautor sukcesu głośnych, warszawskich "Kotów" i gliwickiej "42 ulicy".
Piotrowski nie ukrywa: od lat zrealizowanie tego właśnie spektaklu na deskach gliwickiej sceny było jego marzeniem. Przez lata pracował nad adaptacją słynnego dzieła. Jak mówi - nie było to zajęcie łatwe.
-Starałem się poczuć w sobie każdą z postaci, aby jak najpełniej pokazać ich namiętności, odczucia - opowiada artysta. Jak mówi, zdecydował się przede wszystkim na wyeksponowanie trudnych związków. Lustrem dla wyniszczającej miłości Anny są dzieje trudnego związku ekscentrycznego Lewina i młodziutkiej Kitty.
Pierwsze sceny Piotrowski napisał już w cztery lata temu - były to "Herbatka u księżnej Betsy", gdzie Anna spotyka się z Wrońskim przy świadkach, sprzeciwia się mężowi oraz "U Kareninów" - mąż Anny próbuje ratować rozpadającą się rodzinę.
- Aleksy Karenin z naszej inscenizacji też cierpi kochając, ale nie potrafi tego okazać - mówi Piotrowski.
Jak podkreśla, przez lata także dyskutował o tym przedstawieniu z Opalskim, traktując to jako wspólne dzieło. Pomaga to obu twórcom w pracy nad realizacją. Tym bardziej, że reżyser ostatnio przebywał w szpitalu.
O ile decyzja o obsadzeniu Małgorzaty Długosz w głównej roli zapadła bezapelacyjnie, przez dwa lata reżyser poszukiwał Wrońskiego. I spotkał go przypadkowo, na warszawskim dworcu.
- Popatrzył na Piotra Warszawskiego i orzekł: ten i żaden inny Wroński - opowiada Krzysztof Piotrowski. W rolę Karenina wcieli się podczas premierowego przedstawienia Jerzy Głybin. Do dziś sławą cieszy się zrealizowane w 1976 roku w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego dzieło w reżyserii Lidii Zamków, Głybin grał wówczas niewielką rolę w tym przedstawieniu.