Guzik i pętelka
"Pętla" w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Grzesiek w Maglu.
Akcja sztuki "Pętla", wystawianej w teatrze "Druga Strefa", koncentruje się na alkoholiku, który nie umie wydostać się z kręgu swojego uzależnienia. Aktorzy przedstawienia udowadniają, jak ciężko pokazać problem alkoholizmu. Nawet w teatrze offowym.
Nałóg i miłość to dwa tematy, w których nie trudno o banał. W końcu oba są, w sposób oczywisty i wyświechtany, skonsumowane przez tysiące ujadaczy pilota w telenowelach brazylijskich. Wynika to z tego, że ciężko jest prześcignąć życie, pokazać lepiej niż ono samo wzruszenie i szczęście czy też dramat i pat, jaki towarzyszy tym dwóm tematom. Tylko najlepszym się to udaje. Niestety, nie należą do nich ani Sylwester Biraga, reżyser i scenarzysta "Pętli", ani troje aktorów, którzy wcielili się w role alkoholika, jego kumpli i kobiety, która poświęcała dla niego całe swoje życie.
Alkoholik z "Pętli" niczym nie zaskakuje, niczego przed nami nie odkrywa. Ot, odgrywa rolę, którą mogliśmy obejrzeć lub o której mogliśmy usłyszeć po wielokroć. Obiecuje swojej kobiecie poprawę, ma silną wolę, by dotrzymać danego słowa, a następnie stopniowo ulega presji kolegów i własnemu nałogowi. Pod nieobecność dziewczyny przeżywa kilkugodzinną bitwę z samym sobą, którą przegrywa w barze, pijąc na umór z kimś takim jak on. Kulmincją jego dramatu jest moment, gdy na klęczkach patrzy w swoje odbicie w rozlanej kałuży wódki. Niestety, jest to także kulminacja banału - ani scena nie daje do myślenia, ani gra aktorów nie wywołuje emocji.
Fakt, alkoholizm to dramat i dotyczy, jak piszą autorzy w broszurce, coraz większej części społeczeństwa. Należy go pokazywać i mu przeciwdziałać, a ludziom pomagać. Tyle, że to, co jest tragedią ludzką zostało pokazane w "Pętli" równie przejmująco, jak przejmujący potrafi być tren wyrecytowany jednym tchem. Od teatru offowego, który powinien zaskakiwać, możnaby oczekiwać trochę więcej.